niedziela, 7 lutego 2016

Gdy zwykli ludzie stawiają czoła potęgom – historia walki Dawida z Goliatem odczytana na nowo

„Człowiek rozsądny dostosowuje się do świata.
Człowiek nierozsądny dostosowuje świat do siebie.
Dlatego wszelki postęp dokonuje się dzięki ludziom nierozsądnym”.

George Bernard Shaw

Od dawna przymierzam się do napisania Wam o pewnej ciekawej książce, nie wprost związanej z psychologią sportu, ale w mojej ocenie godnej zainteresowania.

Stając do dosłownej lub metaforycznej walki z potężnym przeciwnikiem, często bierzemy pod uwagę jego wielkość, siłę, doświadczenie. Im ich więcej – tym nasza pewność siebie staje się bardziej krucha. Jesteśmy przekonani, że w starciu z większym nie mamy szans, a zwycięstwo jest możliwe tylko w kategoriach cudu lub udziału siły wyższej. Tak często myślimy o starciu Dawida z Goliatem. Malcolm Gladwell czyta tę historię od nowa, uważnie, sprawdzając to, co da się sprawdzić. W dolinie Elah miało dojść do pojedynku przedstawiciela Filistynów z przedstawicielem Izraelitów – działania wojenne utknęły bowiem w impasie. Goliat reprezentuje stronę Filistynów. Ma ponad dwa metry, nosi zbroję i hełm z brązu. Jest uzbrojony po zęby – w oszczep, włócznię i mecz, a giermek niesie przed nim potężną tarczę. Po stronie Izraela popłoch – początkowo brak chętnych do zmierzenia się z takim przeciwnikiem – już na oko doświadczonym, potężnym, silnym.

A jednak chętny się znajduje. Młody pasterz, Dawid, który przyniósł jedzenie swoim braciom, podejmuje wyzwanie, wbrew obawom Saula. Nie chce zbroi ani miecza. W dodatku mówi, że był już w większych niebezpieczeństwach, gdy pilnował owiec. Goliat, gdy wystąpił do walki, spodziewał się walki wręcz, w której zapewne zdobyłby szybką przewagę. Ale…

No właśnie. Gladwell dowodzi, że być może Goliat był człowiekiem chorym – mógł cierpieć na akromegalię (być może z powodu guza doszło do nadmiernego wydzielania hormonu wzrostu). Z cytatów wywnioskować można, że miał problemy z widzeniem, a może nawet widział podwójnie.

Izraelici dostrzegli w Goliacie wielkiego i prawdopodobnie doświadczonego wojownika o dużej sile fizycznej. Nie dostrzegli jednak jego powolności, zależności od giermka oraz jego słabych punktów. Zrobił to jednak Dawid.

Dawid był biegły w posługiwaniu się procą. Wierzcie lub nie, ale była to broń śmiertelnie niebezpieczna, porównywalna wręcz do współczesnej broni palnej. Opowiadać Wam dalej? Dawid nie zdecydował się na walkę wręcz. Trafił Goliata w odsłonięty kawałek głowy i zapewne pozbawił go przytomności. Potem za pomocą miecza dokończył dzieła.

O tym właśnie jest książka Gladwella – o tym, że czasami to, co wydaje się potężne, niezmienialne i nie do pokonania – jest kolosem na glinianych nogach. I, zdaniem Gladwella, można to odnieść do dosłownie wszystkich sfer życia, włącznie z militarnymi, sportowymi czy biznesowymi.

Wyobraźmy sobie, że mielibyśmy zebrać wszystkie wojny między bardzo dużym a bardzo małym krajem z ostatnich 200 lat. Powiedzmy, że jedna strona konfliktu musi co najmniej dziesięciokrotnie przewyższać drugą pod względem populacji i siły militarnej. Jak często, twoim zdaniem, potężniejszy kraj wygrywa? Większość z nas odparłaby, jak sądzę, że tak się dzieje w blisko 100 procentach przypadków. Dziesięciokrotna różnica sił to dużo. W istocie jednak odpowiedź jest dość zaskakująca. Kiedy kilka lat temu politolog Ivan Arreguin-Toft przeprowadził takie obliczenia, wyszło mu 71,5 procenta. A zatem w nieco mniej niż jednej trzeciej przypadków wygrywa słabszy kraj.

Arreguin-Toft postawił następnie nieco inne pytanie. Co się dzieje, kiedy znacznie słabsza strona zbrojnego konfliktu bierze przykład z Dawida i nie chce walczyć na zasadach strony silniejszej, a zamiast tego stosuje niekonwencjonalną taktykę lub partyzantkę? Odpowiedź: w takich przypadkach odsetek zwycięstw słabszej strony rośnie z 28,5 procenta do 63,6 procenta. Rozważmy – czysto teoretycznie – następujący przykład: Stany Zjednoczone mają dziesięć razy większą populację niż Kanada. Gdyby między tymi dwoma krajami wybuchła wojna, a Kanada wybrałaby niekonwencjonalny sposób walki, historia podpowiada, że powinniśmy postawić na Kanadę (str. 25)

Przykładów różnego kalibru podaje Gladwell sporo. Na przykład amatorską drużynę koszykarską dziewcząt prowadzoną przez człowieka, który nigdy nie grał w koszykówkę. Ponieważ jego podopieczne nie miały żadnych atutów (wzrostu, rzutów, siły, szybkości), postanowił, że w przeciwieństwie do taktyki innych drużyn, zawodniczki będą stosować pressing non stop na wszystkich częściach boiska. Wymagało to od nich wielkiej pracy – ale co miały do stracenia? Zwykle „strategie Dawida” są trudne, pracochłonne, wymagają czasu i precyzji. Ale to właśnie dzięki temu są skuteczne w mierzeniu się z potężną machiną przyzwyczajoną do wygrywania.

Co więcej – Dawida nie stworzy się w cieplarnianych warunkach. Osobą, która może zmierzyć się z potężną machiną, zazwyczaj staje się ktoś, kto niejednokrotnie mierzył się z porażkami. Ponieważ, jak się okazuje, nawet na traumatyczne przeżycia (Gladwell przywołuje tu skutki bombardowań na Londyn na morale Anglików – odwrotne niż zakładali Niemcy a nawet władze angielskie) możemy reagować różnie: wpaść w szok, nerwowość, rozpacz, ale możemy również nabrać poczucia pewnej mocy – bo skoro tyle razy mi się udało przetrwać, to zapewne uda mi się i kolejny. Krótko mówiąc – odwaga jest w pewnym sensie nabyta.

Odwaga nie jest cechą, którą już mamy i która sprawia, że jesteśmy dzielni, gdy nadchodzą ciężkie czasy. Odwaga to coś, co zdobywamy, doświadczając ciężkich czasów i odkrywając, że wcale nie są aż tak ciężkie. Rozumiecie, jak katastrofalny błąd popełnili Niemcy? Zbombardowali Londyn, bo myśleli, że związana z nalotami trauma zniszczy odwagę Brytyjczyków. Tymczasem stało się coś przeciwnego. W mieście zaroiło się od ludzi zagrożonych pośrednio, którzy stali się odważniejsi niż przedtem. Dla Niemców byłoby lepiej, gdyby w ogóle nie zrzucili bomb na Londyn. (str. 130)

Odwagi przybywa, gdy się hartujemy, gdy zmagamy się z własnymi niedoskonałościami, ale także wtedy, gdy nie mamy nic od stracenia.

To nie uprzywilejowani, nie ci, do których uśmiecha się los, dali schronienie Żydom we Francji. Przyjęli ich pod swój dach ci odsunięci na margines i pokrzywdzeni, co powinno nam przypominać, że zło i nieszczęście mają ograniczoną moc. Jeśli zabierzemy dar czytania, stworzymy dar słuchania. Jeśli zbombardujemy miasto, spowodujemy śmierć i zniszczenie. Stworzymy jednak także społeczność ludzi zahartowanych zagrożeniem pośrednim. Jeśli zabierzemy dziecku matkę lub ojca, wywołamy cierpienie i rozpacz. Ale w jednym przypadku na dziesięć z tej rozpaczy powstaje niezłomna siła. Widzimy olbrzyma i pasterza w dolinie Elah i nasz wzrok przyciąga wojownik z mieczem, tarczą, w lśniącej zbroi. Jednak wiele z tego, co na świecie piękne i cenne, pochodzi od tego pasterza, który ma więcej siły i determinacji, niż sobie wyobrażamy. (str. 228)

W tym też tkwi piękno sportu – żaden mecz czy żadna walka nie są z góry wygrane czy przegrane, nawet jeśli dysproporcja między stronami jest bardzo duża. To determinacja, pewność siebie w obliczu popełnianych błędów, odwaga – mogą przeważyć szalę zwycięstwa na mniej oczywistą stronę.


Malcolm Gladwell – Dawid i Goliat. Jak skazani na niepowodzenie mogą pokonać gigantów. Wyd. ZNAK, Krakó 2014. Przekład: Agnieszka Sobolewska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz