Przez najzupełniejszy przypadek i
absolutnie niechcący (ironia) trafiłam ostatnio do dużej księgarni, gdzie ku
swojemu zdziwieniu (zupełnie serio) odkryłam, iż przegapiłam pojawienie się na
rynku książki Psychologia sportu dla
bystrzaków. Zagapiłam się! Naturalnie rzuciłam się na książkę dość
zachłannie, choć – jak to ja – lekturę odbywam niezbyt linearnie.
Ponieważ w ostatnich dniach
niezwykle dużo myślę o kwestii budowania – u osób, z którymi pracuję – pewnej
wizji ich dalszej kariery, siłą rzeczy ze zdwojoną mocą rozważam temat należący
do rzeczywiście w mojej pracy najistotniejszych – mianowicie kwestię wyznaczania celów.
Już wiem, że szczególnie młodszy
odbiorca mojego tekstu w tym miejscu pomyśli „nuuuuda” i być może jednak wróci
do przewijania swojej ściany na Facebooku. Ale może jednak nie. Jednym z
kluczowych momentów w rozwoju zawodnika czy młodego muzyka jest chwila
zakończenia okresu juniorskiego i przejście na poziom seniorski (jednocześnie
często jest to przejście ze sportu amatorskiego na zawodowstwo, choć nie
zawsze). Jednym z trudniejszych i boleśniejszych momentów tego przejścia jest w
mojej ocenie chwila, w której do młodej osoby dociera, że nic nie dzieje się
samo. Że marzenie o byciu drugim Ronaldo czy drugą Beyoncé samo w sobie jest
wspaniałe, ale osiągnięcie tak niebotycznego pułapu nie odbędzie się z dnia na
dzień, w dodatku samo z siebie.
Uwielbiam słuchać o marzeniach
osób, z którymi pracuję. Pasja, którą wówczas słyszę, nieustannie przywraca mi
wiarę w ludzi – a nade wszystko w często bardzo młodych ludzi, który ostatnio
nie mają zbyt dobrej prasy ;). Okazuje się jednak, że aby pomóc takiej młodej
osobie kroczyć drogą do spełnienia jej marzeń, trzeba wykonać dość dużą pracę,
którą – i tu kłania się już wspominany innego dnia temat siły woli – w dodatku
trzeba cyklicznie powtarzać. W sporcie, muzyce, biznesie, nauce widzę efekty
ciężkiej pracy osób, na które lata wcześniej nikt nie postawiłby pięciu
złotych. Osoby te jednak charakteryzuje nie tylko upór i twardość sprawiające,
że nieustannie chce im się ciężko pracować, ale także to, że ich ciężka praca
nie jest przypadkowa i w każdym momencie wiedzą, czemu ona służy. I tu pojawia
się wielka rola rodziców, trenerów, nauczycieli, psychologów – wszystkich osób,
które w tej drodze młodemu człowiekowi towarzyszą – rola osoby, która potrafi
pokazać, czemu dana rzecz/umiejętność/ćwiczenie służy. Niejednokrotnie mam
trochę żalu do trenerów, którzy z niezrozumiałych dla mnie przyczyn nie
tłumaczą młodym sportowcom, czemu służy określone ćwiczenie (najłatwiejsza
odpowiedź brzmi, że taki trener sam tego nie wie, ale to nie jest uprawniona
odpowiedź. Myślę, że w wielu przypadkach trenerzy to bardzo otwarte i dobrze
wykwalifikowane osoby, które mają jedynie trudności z wytłumaczeniem i
przekazaniem swojej wizji pracy zawodnikom. O pozostałych przypadkach może
innym razem).
Profesjonalista rozumie, dlaczego ma jeść określone typy
posiłków o określonych porach. Profesjonalista wie, po co wykonuje na treningu określone zadanie. Profesjonalista wie, czemu służy odpowiednia ilość snu i
relaksu. Wszystkie te składowe lepiej układają się w spójną całość, gdy
podporządkowane są jasnym i spójnym ze sobą celom.
Z czasów swojej wczesnej edukacji
psychologicznej pamiętam następującą definicję celu:
Cel to osiąganie określonego poziomu biegłości wykonania czynności w
określonym czasie.
Uff, brzmi prosto, a jednak w
wielu osobach rodzi się wielki opór, by usiąść do kartki i napisać swój dowolny
cel. Ale jak to? NAPISAĆ? Po co? Przecież to mój cel, więc świetnie go
zapamiętam. Otóż tak, napisać. Zapisywać regularnie, tworzyć dzienniczki,
notatniczki, zbierać swoje doświadczenia w postaci pisemnej – po latach mogą
się okazać kopalnią doświadczenia i wspomnień. Poza tym cel zapisany działa
lepiej.
W definicji, którą wyżej
napisałam, pojawiają się dwie ważne składowe celu: jaki konkretnie poziom biegłości chcę osiągnąć oraz w jakim czasie zamierzam to zrobić. Pogłówkuj,
ta praca naprawdę Ci się opłaci.
Zabawa polega na tym, aby w
pierwszym kroku przełożyć swoje marzenie na dobrze zdefiniowany cel (jak
dokładnie to zrobić, uzupełnię za chwilę). A kolejne, pomniejsze cele ułożyć
jak układankę w ten sposób, by złożyły się na ten wielki wspaniały cel – Twoje
Wielkie Marzenie.
I tu wracam do książki, o której
napomknęłam na wstępie – czyli o Psychologii
sportu dla bystrzaków, bowiem to od czytania rozdziału o celach zaczęłam
swoją nielinearną przygodę z tą publikacją. Smith i Kays piszą o wyznaczaniu terminu
osiągnięcia celu tak:
Określenie terminów osiągnięcia celów jest jedną z
najważniejszych cech odróżniających dobrych sportowców od wybitnych. Jeżeli
tego nie zrobisz, prawdopodobnie dopuścisz do tego, by inne sprawy
przeszkodziły Ci w dążeniu do celu. Zanim się zorientujesz, że tak się dzieje,
może minąć dzień, tydzień, miesiąc, a nawet rok – a cel nie przybliży się ani
na jotę. (str. 48).
No tak, skąd to znasz, kolejna
runda „poszła się pasać”. Kolejny sezon na marne. Kolejny miesiąc ćwiczeń na
instrumencie niezbyt posunął Cię do przodu. Na swoje usprawiedliwienie masz na
pewno bardzo dużo, często uzasadnionych, okoliczności. Ale to przecież o Twoje
Wielkie Marzenie chodzi, a nie o szukanie usprawiedliwień.
No dobrze, powiesz, zbiorę się i
zapiszę te swoje cele. Tylko powiedz mi jak.
Po pierwsze – pisz o sobie.
Innymi słowy, pisz w pierwszej osobie liczby pojedynczej.
Po drugie – pisz pozytywnie.
Ludzie kochają cele formułowane na zasadzie „nie będę czegoś robić”. Ha. To
teraz postaraj się ABSOLUTNIE NIE MYŚLEĆ o białym niedźwiedziu. Działa? Nie? No
właśnie. Pisz pozytywnie, a nie poprzez negację.
Po trzecie – pisz konkretnie, co
chcesz osiągnąć i kiedy.
Po czwarte – zastanów się, po
czym poznasz, że osiągnęłaś/osiągnąłeś sukces. I zawrzyj to w swoim celu.
Po piąte – uczciwie zapisz go na
kartce lub w komputerze, a nie jedynie w swojej głowie.
To najważniejsze reguły dotyczące
celów. Procedura przejścia przez poukładanie celów bywa niezłą gimnastyką dla
szarych komórek, ale tylko na początku. Wielu wybitnych ludzi wszelkich
dziedzin wyrabia sobie taki nawyk i wtedy jest już o wiele łatwiej.
Dodałabym jeszcze także kwestię
zmieniania i przedefiniowywania celów tak, by pasowały do zmieniającej się
rzeczywistości. Nie chcę, żebyś myślała/myślał, że celu trzeba się trzymać za
wszelką cenę. Czasem w jego osiągnięciu mogą przeszkodzić poważne okoliczności
– wtedy albo trzeba zmienić element czasowy celu, albo na nowo go zdefiniować…
To wielki obszar mojej pracy na przykład z zawodnikiem, szczególnie wtedy, gdy
robi się trudno (choćby w sytuacji poważnej kontuzji, ale o tym też kiedy
indziej).
Z środowisku biznesowym regularne
wyznaczanie celów i sprawdzanie, jak idzie ich realizacja (i czy nie potrzeba
ich przedefiniować) to standardowa, powszechna praktyka. Oddzielną kwestią jest
jakość wykonania takich ocen, ale najczęściej firmy znajdują czas i zasoby, by
pracować nad celami – czasem raz na rok, czasem – raz na kwartał. Podchodzi się
do tego dość serio – w takiej pracy uczestniczą różne osoby, robi się to
pisemnie, cały proces nie dzieje się tak po prostu, bo, prawdę mówiąc, wcale
taki prosty nie jest. No i zdecydowanie odbywa się w taki sposób, że pozostają
ślady na piśmie, do których po pewnym czasie się wraca. I chciałabym, żeby było
jasne – nie chodzi w takiej pracy wyłącznie o wyznaczanie wyśrubowanych celów np.
sprzedażowych. W dobrej kulturze organizacyjnej dużo pracy i miejsca poświęca
się także celom dotyczącym rozwoju kariery danej osoby, a nie tylko
krótkotrwałym wynikom jej działalności.
Środowisko korporacyjne dość dobrze
rozumie również, że cele muszą być z jednej strony ambitne (bo to motywuje), z
drugiej – wykonalne (bo sformułowanie celów nierealnych dla odmiany
demotywuje). I o tym też pamiętaj, proszę, przy pracy nad swoimi celami
osobistymi – zawieszaj poprzeczkę wysoko, ale na tyle wysoko, by móc ją
przeskoczyć.
W książce Smitha i Kaysa podoba
mi się jeszcze jedna rzecz, której brakuje mi w praktyce: zawodnicy często
swoje cele zachowują tylko dla siebie (ewentualnie dyskutują o nich z psychologiem).
To niestety rzadkość, że jest możliwość, aby zawodnika łączyła taka relacja z
trenerem, że to z nim cele zawodnika są dyskutowane i ustalane. A szkoda. Moim
zdaniem to ten brak zaufania rzutuje na rozwój wielu świetnie zapowiadających
się zawodników.
Smith i Kays tak piszą o budowaniu grupy wsparcia (zaznaczenia
fragmentu to moja sprawka):
Dobra grupa wsparcia jest nieoceniona. Taka grupa:
- Pomaga w utrzymaniu odpowiedzialności.
- Nie pozwala Twojemu ego wymknąć się spod kontroli.
- Otacza Cię przyjaźnią, kiedy coś nie układa się po Twojej myśli.
- Jest źródłem różnorodnych opinii.
Stwórz odpowiednią grupę wsparcia, która pomoże Ci w
osiąganiu założonych celów. Powinno do niej należeć 4-5 osób z różnych kręgów, w których się obracasz. Jest
w niej miejsce dla przyjaciela, członka rodziny, byłego i obecnego trenera,
partnerki lub żony, lekarza, kręgarza, dietetyka, psychologa i nauczyciela.
Ważne jest, żeby były to osoby, których wsparcia możesz potrzebować w czasie
kariery sportowej, wyznające wartości podobne do Twoich. W grupie wsparcia musi
się znajdować co najmniej jedna osoba nie mająca problemów z wygłaszaniem
kontrowersyjnych opinii i sprzeciwianiem się innym ludziom – będziesz od czasu
do czasu potrzebował kogoś, kto powie Ci „nie”. Zapamiętaj: nikt nie realizuje swoich celów i nie osiąga
oszałamiających sukcesów w pojedynkę (str. 49).
Hmmm, nic nie stroi na
przeszkodzie, żeby zbudowanie takiej grupy wsparcia na okres kariery i życia w
ogóle stało się jednym z Twoich celów. Powodzenia!
Leif H. Smith, Todd M. Kays - Psychologia sportu dla bystrzaków. Helion, 2014. Przekład: Michał
Lipa i Beata Pawlak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz