Gdy podjęłam
decyzję o rozpoczęciu prowadzenia bloga, zdecydowałam, że motywem przewodnim
dotyczącym jego treści będą wszystkie tematy, które luźniej lub ściślej wiążą
się z radzeniem sobie z presją – niezależnie od tego, czy w sporcie, czy w
sztuce, czy w sytuacjach biznesowych. Jak może pamiętasz, poprzednim razem
pisałam o sile woli i o ciekawej książce poruszającej ten temat. Przygotowania
do poprzedniego wpisu natychmiast doprowadziły mnie do decyzji, co pójdzie na „następny
ogień”: pewność siebie.
I znowu
temat-rzeka. Nie da się ukryć, że temat pewności siebie będzie bardzo różnie
odbierany przez różne osoby – a to dlatego, że budzi on skrajne emocje. Spodziewam
się, że szczególnie starszy Czytelnik może mieć skojarzenie bardzo negatywne –
pewność siebie jako najprostsza droga do narcyzmu.
Wiem, część
osób odpowie: nie, nie, narcyzm to coś innego, narcyzm to przesadne zapatrzenie
w siebie, w dodatku w sytuacji, gdy nasze postrzeganie
samych siebie ma się nijak do rzeczywistych umiejętności i osiągnięć. A pewność
siebie to coś innego, pewność siebie jest dobra.
Tak łatwo nie będzie ;)
Książka Baumeistera i Tierneya Siła
woli, o której pisałam poprzednio, zajmuje się tym tematem. Autorzy
zwracają uwagę na efekty, jakie w kulturze zachodniej (szczególnie amerykańskiej)
zaczęło przynosić wychowywanie dzieci nastawione na budowanie ich pewności
siebie. Otóż wspomniani autorzy sugerują, że społeczeństwo zaczyna ponosić tego
poważne skutki w pokoleniu młodzieży i młodych dorosłych: roszczeniowość czy
nieadekwatne ocenianie swoich możliwości. Poprzednio wspominałam Wam, że
zgodnie z ich obserwacjami temu modelowi warto przeciwstawić model oparty o kształtowanie
siły woli (obecny w amerykańskich domach o azjatyckich korzeniach). I chociaż
jestem wielką orędowniczką budowania pewności siebie wśród osób zmagających się
z presją (o zaletach pewności siebie nieco później), warto przyjrzeć się
uważniej zagrożeniom płynącym z oderwania się poziomu pewności siebie od
rzeczywistości. Oddaję głos Baumeisterowi i Tierney’owi:
(…)wydaje się, że istnieją tylko dwie jasno
udokumentowane korzyści płynące z wysokiego poczucia własnej wartości. Po
pierwsze zwiększa ono inicjatywę, zapewne dlatego, że dodaje pewności siebie.
Ludzie z wysokim poczuciem własnej wartości są bardziej skłonni działać zgodnie
ze swoimi przekonaniami, występować w obronie tego, w co wierzą, nawiązywać
kontakt z innymi czy też ryzykować nowe przedsięwzięcia. (Niestety, to również
dotyczy wyjątkowo głupich i destrukcyjnych zachowań, nawet kiedy wszyscy radzą
co innego). Drugą korzyścią jest czerpanie z tego przyjemności. Wysokie
poczucie własnej wartości wydaje się działać niczym bank pozytywnych emocji,
które zapewniają ogólnie dobre samopoczucie, i może się przydać, kiedy
potrzebujemy dodatkowej dawki pewności siebie, żeby dać sobie radę z
nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, odegnać depresję albo odbić się od dna.
Te korzyści bywają pomocne w niektórych zajęciach, dajmy na to związanych z
handlem, pozwalając ludziom dość do siebie po wielokrotnych porażkach. Taki
upór jest jednak zarazem darem i klątwą, gdyż może prowadzić do tego, że ludzie
ignorują sensowne rady i notorycznie marnują czas oraz pieniądze na
beznadziejne sprawy.
Ogólnie biorąc, pożytki płynące z
wysokiego poczucia własnej wartości stanowią korzyść dla nas samych, podczas
gdy jego koszty są ponoszone przez innych, którzy muszą sobie radzić ze
skutkami ubocznymi tego zjawiska – chociażby naszą arogancją czy
zarozumialstwem. W najgorszym wypadku wysoka samoocena przeobraża się w
narcyzm, przekonanie o własnej wyższości. Narcyzi w swoim umyśle są legendami i
uzależniają się od tego napuszonego wizerunku. Ponadto pragną być podziwiani
przez innych (ale nie czują specjalnej potrzeby sympatii – potrzebna jest im
adoracja). Oczekują, że będą traktowani jak wyjątkowe jednostki i robią się
bardzo nieprzyjemni podczas krytyki. Mają tendencję do robienia świetnego
pierwszego wrażenia, ale nie trwa ono długo. (str. 231-232).
Nie wierzę, że nie znasz choćby
jednej osoby, do której by nie pasował powyższy opis. Jeśli ktoś taki jest w
Twoim bliskim otoczeniu, mogę zgadywać, że ponosisz dość duże koszty tej znajomości.
W mediach zdarza mi się
spotykać z informacjami o kolejnych rocznikach młodych ludzi, którzy
rozpoczynają edukację wyższą bądź wchodzą na rynek pracy. Niejednokrotnie
komentarze wykładowców i potencjalnych pracodawców nie napawają optymizmem,
można zatem sądzić, że w pewnym stopniu zagadnienie dotyczy i naszego polskiego
podwórka.
W mojej ocenie największym
zagrożeniem płynącym z pewności siebie u osoby, która „straciła kontakt z bazą”,
jest jej zamykanie się na informację zwrotną od otoczenia (tudzież otaczanie
się wyłącznie pochlebcami). Bez konstruktywnej krytyki nie ma mowy o rozwoju –
w żadnej dziedzinie życia. W przypadku sportu dość łatwo zweryfikować
rzeczywiste umiejętności, choć godziny przesiedziane na boiskach, stadionach i
kortach każą mi zastanowić się, czy jednak nawet w sporcie nie istnieje znane
ze wszystkich szkół zjawisko „jechania na opinii”.
Gdy zaczynam pracę ze sportowcem,
jednym z pierwszych punktów jest sporządzenie analizy mocnych i słabych stron
zawodnika. Zazwyczaj wygląda to tak, że proszę o przygotowanie listy cech,
jakie mój rozmówca kojarzy z obrazem swojego sportowego ideału (zachęcam, by
cechy te dotyczyły umiejętności fizycznych, taktycznych, technicznych,
mentalnych, stylu życia – wszystkiego, co tylko zawodnikowi przyjdzie do
głowy). Następnie zawodnik zastanawia się, w jakim stopniu poszczególne cechy
sam ma rozwinięte. Pewnie będziesz podejrzewać, że większość zawodników będzie
się we wszystkich punktach oceniać najwyżej jak się da, ale to nieprawda. Wbrew
pozorom – i trochę na przekór zdaniom, które napisałam trochę wyżej – wielu zawodników
to osoby niezwykle, czasem aż do przesady autokrytyczne. Okazuje się bowiem, że
cała sztuka polega na tym, aby znaleźć złoty środek między krytycyzmem a
ochronieniem siebie przed zwątpieniem.
I tu ważne pytanie: po co nam
pewność siebie? Baumeister i Tierney częściowo już na to odpowiedzieli: osoba o
wyższej pewności siebie będzie dłużej i mocniej bronić swoich przekonań,
łatwiej nawiązywać znajomości, łatwiej jej również będzie wytrwać w swoich
postanowieniach. Od siebie chciałabym dodać, że pewność siebie -
wyrażana w zachowaniu - w sytuacji sportowej będzie miała dodatkowo aspekt
budowania przewagi od samego początku rywalizacji. Tak, znana z poradników i
szkoleń „mowa ciała” może zmienić całkiem dużo. Co więcej, może ona oddziaływać
nie tylko na przeciwnika, który mniej lub bardziej świadomie odczyta płynące z
naszego zachowania komunikaty i będzie mógł zacząć się nas bać, ale także – na zasadzie
pozytywnego sprzężenia zwrotnego – może ona wpływać na samego zawodnika. Jakim
cudem? Ponieważ gdy zachowujemy się jak osoba pewna siebie, zaczynamy się tak
postrzegać i rzeczywiście rośnie nasze poczucie własnej wartości[1].
W dość popularnej książce
dotyczącej psychologii sportu – Psychologia
sportu. Strategie i techniki Morrisa i Summersa – tak autorzy zachwalają
pewność siebie u sportowca:
Pewność siebie jest w sporcie łatwo rozpoznawalna i trudna do
zmiany. Opanowanie, wyczucie czasu i przestrzeni oraz zdolność do utrzymywania
rytmu są cechami charakterystycznymi pewnych siebie zawodników. Wiąże się ona
także z wysoką skutecznością w działaniu mimo występowania presji. Zawodnicy
pewni siebie poszukują różnych wyzwań, aby poszerzyć granice swoich możliwości i
zademonstrować umiejętności. Pewni siebie sportowcy rzadko kwestionują własne
zdolności oraz prawo do zdobywania sukcesów. Myślą i działają inaczej niż
zawodnicy, którym brak jest wiary we własne siły. (str. 95)
O ile trudno mi nie zgodzić się z
autorami co do zalet pewności siebie u sportowca, o tyle warto zaznaczyć, że
nie zawsze poziom pewności siebie jest trudny do zmiany. Zdecydowanie jest to
obszar, nad którym można i należy pracować. A rozpoznanie swoich mocnych i
słabych stron – to dopiero pierwszy krok.
Dr Andy Cale i Roberto Forzoni,
autorzy przewodnika dla trenerów piłki nożnej wydanego przez The FA (angielski
odpowiednik naszego PZPN) wymieniają cztery sposoby budowania pewności siebie u
zawodnika:
1) Sukces buduje pewność siebie. Łatwiej o
pewność siebie u zawodnika, który odnotował już jakieś, choćby niewielkie,
sukcesy. To trochę działa jak zamknięte koło – sukces „przynosi” pewność
siebie, a pewność siebie „przynosi” sukces itd. W przypadku okresu spadku
pewności siebie warto wracać pamięcią do tych osiągnięć. [Dobrze, jeśli u
zawodnika jest to wspierane przez pozytywną, bardzo konkretną informację
zwrotną ze strony trenera i/lub innych zawodników]. Pewność siebie w czasie
zawodów pochodzi również z dobrego treningu – zawodnik, który wie, że w okresie
treningów zrobił wszystko, co do niego należało, wyjdzie na boisko bardziej
pewny siebie niż taki, który wie, że nie przepracował należycie tego czasu.
2) Fenomen zjawiska „Jeśli oni mogą, to i ja
mogę”. Szukaj ludzi podobnych do siebie, albo słabszych, którym udało się
odnieść sukces. Podpatruj, ucz się, podnoś swoje poczucie wartości.
3) Głos, który słyszysz w swojej głowie. Powtarzanie
myśli, które wspierają, a nie dokopują, może dać ekstremalnie dobre rezultaty.
To, co dzieje się w naszych myślach, rzadko jest neutralne. Najczęściej jest
pozytywne lub negatywne. Zastanów się, jak jest u Ciebie i co zrobić, by Twoje
wewnętrzne „radio” nadawało program, który pomaga Ci grać. Wypracuj sobie taką
„płytotekę” zdań, które pomagają.
4) Nauka "aktorstwa" – zachowuj się, jakbyś był
pewny siebie. Po pierwsze – widok zawodnika zachowującego się, jakby był
pewny siebie, onieśmiela rywali. Po drugie – gdy Twoje ciało dobrze poczuje się
w roli „pewniaka”, pewność siebie pojawi się również w głowie.
W różnych sferach życia staram
się szukać wspomnianego wcześniej złotego środka. Warto bowiem wzmacniać
pewność siebie, na tyle, by nie ogarniało nas zniechęcenie, złe nastroje, byśmy
nie rezygnowali zbyt szybko z obranej ścieżki. Co więcej, warto być pewnym
siebie także po to, żeby umieć dobrze przyjąć krytykę (nie każdy, kto nas
krytykuje, chce nam zrobić przykrość. W wielu sferach „feedback is a gift” –
ale to od nas zależy, co zrobimy z otrzymanym darem). Jednocześnie dobrze jest
mieć na uwadze, jakie są nasze ograniczenia i słabsze punkty (choćby po to, by
umieć znaleźć wokół siebie ludzi, którzy pomogą nam poradzić sobie z nimi).
Najwięcej podziwu wzbudzają we
mnie nie osoby, których droga do spektakularnego sukcesu była łatwa i prosta,
ale właśnie ci, którzy mimo przeciwności próbowali jeszcze raz, i jeszcze raz,
i jeszcze jeden raz, za każdym razem coraz lepiej. I tego właśnie Ci życzę,
niezależnie od tego, czym się zajmujesz.
Tony Morris,
Jeff Summers - Psychologia sportu. Strategie i techniki. Centralny Ośrodek Sportu, Warszawa 1998. Przekład: Janusz Grasza,
Jadwiga Kłodecka-Różalska.
Dr Andy Cale,
Roberto Forzoni – The Official FA Guide
to Psychology for Football. Hodder Education, 2004.
_________________
[1] W
niezwykle poruszający sposób opowiada o tym psycholog Amy Cuddy (film można
włączyć z polskimi podpisami):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz