sobota, 26 lipca 2014

Tym razem o pewności siebie


Gdy podjęłam decyzję o rozpoczęciu prowadzenia bloga, zdecydowałam, że motywem przewodnim dotyczącym jego treści będą wszystkie tematy, które luźniej lub ściślej wiążą się z radzeniem sobie z presją – niezależnie od tego, czy w sporcie, czy w sztuce, czy w sytuacjach biznesowych. Jak może pamiętasz, poprzednim razem pisałam o sile woli i o ciekawej książce poruszającej ten temat. Przygotowania do poprzedniego wpisu natychmiast doprowadziły mnie do decyzji, co pójdzie na „następny ogień”: pewność siebie.

I znowu temat-rzeka. Nie da się ukryć, że temat pewności siebie będzie bardzo różnie odbierany przez różne osoby – a to dlatego, że budzi on skrajne emocje. Spodziewam się, że szczególnie starszy Czytelnik może mieć skojarzenie bardzo negatywne – pewność siebie jako najprostsza droga do narcyzmu.

Wiem, część osób odpowie: nie, nie, narcyzm to coś innego, narcyzm to przesadne zapatrzenie w siebie, w dodatku w sytuacji, gdy nasze postrzeganie samych siebie ma się nijak do rzeczywistych umiejętności i osiągnięć. A pewność siebie to coś innego, pewność siebie jest dobra.

Tak łatwo nie będzie ;)

Książka Baumeistera i Tierneya Siła woli, o której pisałam poprzednio, zajmuje się tym tematem. Autorzy zwracają uwagę na efekty, jakie w kulturze zachodniej (szczególnie amerykańskiej) zaczęło przynosić wychowywanie dzieci nastawione na budowanie ich pewności siebie. Otóż wspomniani autorzy sugerują, że społeczeństwo zaczyna ponosić tego poważne skutki w pokoleniu młodzieży i młodych dorosłych: roszczeniowość czy nieadekwatne ocenianie swoich możliwości. Poprzednio wspominałam Wam, że zgodnie z ich obserwacjami temu modelowi warto przeciwstawić model oparty o kształtowanie siły woli (obecny w amerykańskich domach o azjatyckich korzeniach). I chociaż jestem wielką orędowniczką budowania pewności siebie wśród osób zmagających się z presją (o zaletach pewności siebie nieco później), warto przyjrzeć się uważniej zagrożeniom płynącym z oderwania się poziomu pewności siebie od rzeczywistości. Oddaję głos Baumeisterowi i Tierney’owi:

 (…)wydaje się, że istnieją tylko dwie jasno udokumentowane korzyści płynące z wysokiego poczucia własnej wartości. Po pierwsze zwiększa ono inicjatywę, zapewne dlatego, że dodaje pewności siebie. Ludzie z wysokim poczuciem własnej wartości są bardziej skłonni działać zgodnie ze swoimi przekonaniami, występować w obronie tego, w co wierzą, nawiązywać kontakt z innymi czy też ryzykować nowe przedsięwzięcia. (Niestety, to również dotyczy wyjątkowo głupich i destrukcyjnych zachowań, nawet kiedy wszyscy radzą co innego). Drugą korzyścią jest czerpanie z tego przyjemności. Wysokie poczucie własnej wartości wydaje się działać niczym bank pozytywnych emocji, które zapewniają ogólnie dobre samopoczucie, i może się przydać, kiedy potrzebujemy dodatkowej dawki pewności siebie, żeby dać sobie radę z nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, odegnać depresję albo odbić się od dna. Te korzyści bywają pomocne w niektórych zajęciach, dajmy na to związanych z handlem, pozwalając ludziom dość do siebie po wielokrotnych porażkach. Taki upór jest jednak zarazem darem i klątwą, gdyż może prowadzić do tego, że ludzie ignorują sensowne rady i notorycznie marnują czas oraz pieniądze na beznadziejne sprawy.

Ogólnie biorąc, pożytki płynące z wysokiego poczucia własnej wartości stanowią korzyść dla nas samych, podczas gdy jego koszty są ponoszone przez innych, którzy muszą sobie radzić ze skutkami ubocznymi tego zjawiska – chociażby naszą arogancją czy zarozumialstwem. W najgorszym wypadku wysoka samoocena przeobraża się w narcyzm, przekonanie o własnej wyższości. Narcyzi w swoim umyśle są legendami i uzależniają się od tego napuszonego wizerunku. Ponadto pragną być podziwiani przez innych (ale nie czują specjalnej potrzeby sympatii – potrzebna jest im adoracja). Oczekują, że będą traktowani jak wyjątkowe jednostki i robią się bardzo nieprzyjemni podczas krytyki. Mają tendencję do robienia świetnego pierwszego wrażenia, ale nie trwa ono długo. (str. 231-232).

Nie wierzę, że nie znasz choćby jednej osoby, do której by nie pasował powyższy opis. Jeśli ktoś taki jest w Twoim bliskim otoczeniu, mogę zgadywać, że ponosisz dość duże koszty tej znajomości.

W mediach zdarza mi się spotykać z informacjami o kolejnych rocznikach młodych ludzi, którzy rozpoczynają edukację wyższą bądź wchodzą na rynek pracy. Niejednokrotnie komentarze wykładowców i potencjalnych pracodawców nie napawają optymizmem, można zatem sądzić, że w pewnym stopniu zagadnienie dotyczy i naszego polskiego podwórka.

W mojej ocenie największym zagrożeniem płynącym z pewności siebie u osoby, która „straciła kontakt z bazą”, jest jej zamykanie się na informację zwrotną od otoczenia (tudzież otaczanie się wyłącznie pochlebcami). Bez konstruktywnej krytyki nie ma mowy o rozwoju – w żadnej dziedzinie życia. W przypadku sportu dość łatwo zweryfikować rzeczywiste umiejętności, choć godziny przesiedziane na boiskach, stadionach i kortach każą mi zastanowić się, czy jednak nawet w sporcie nie istnieje znane ze wszystkich szkół zjawisko „jechania na opinii”.

Gdy zaczynam pracę ze sportowcem, jednym z pierwszych punktów jest sporządzenie analizy mocnych i słabych stron zawodnika. Zazwyczaj wygląda to tak, że proszę o przygotowanie listy cech, jakie mój rozmówca kojarzy z obrazem swojego sportowego ideału (zachęcam, by cechy te dotyczyły umiejętności fizycznych, taktycznych, technicznych, mentalnych, stylu życia – wszystkiego, co tylko zawodnikowi przyjdzie do głowy). Następnie zawodnik zastanawia się, w jakim stopniu poszczególne cechy sam ma rozwinięte. Pewnie będziesz podejrzewać, że większość zawodników będzie się we wszystkich punktach oceniać najwyżej jak się da, ale to nieprawda. Wbrew pozorom – i trochę na przekór zdaniom, które napisałam trochę wyżej – wielu zawodników to osoby niezwykle, czasem aż do przesady autokrytyczne. Okazuje się bowiem, że cała sztuka polega na tym, aby znaleźć złoty środek między krytycyzmem a ochronieniem siebie przed zwątpieniem.

I tu ważne pytanie: po co nam pewność siebie? Baumeister i Tierney częściowo już na to odpowiedzieli: osoba o wyższej pewności siebie będzie dłużej i mocniej bronić swoich przekonań, łatwiej nawiązywać znajomości, łatwiej jej również będzie wytrwać w swoich postanowieniach. Od siebie chciałabym dodać, że pewność siebie  - wyrażana w zachowaniu - w sytuacji sportowej będzie miała dodatkowo aspekt budowania przewagi od samego początku rywalizacji. Tak, znana z poradników i szkoleń „mowa ciała” może zmienić całkiem dużo. Co więcej, może ona oddziaływać nie tylko na przeciwnika, który mniej lub bardziej świadomie odczyta płynące z naszego zachowania komunikaty i będzie mógł zacząć się nas bać, ale także – na zasadzie pozytywnego sprzężenia zwrotnego – może ona wpływać na samego zawodnika. Jakim cudem? Ponieważ gdy zachowujemy się jak osoba pewna siebie, zaczynamy się tak postrzegać i rzeczywiście rośnie nasze poczucie własnej wartości[1].

W dość popularnej książce dotyczącej psychologii sportu – Psychologia sportu. Strategie i techniki Morrisa i Summersa – tak autorzy zachwalają pewność siebie u sportowca:

Pewność siebie jest w sporcie łatwo rozpoznawalna i trudna do zmiany. Opanowanie, wyczucie czasu i przestrzeni oraz zdolność do utrzymywania rytmu są cechami charakterystycznymi pewnych siebie zawodników. Wiąże się ona także z wysoką skutecznością w działaniu mimo występowania presji. Zawodnicy pewni siebie poszukują różnych wyzwań, aby poszerzyć granice swoich możliwości i zademonstrować umiejętności. Pewni siebie sportowcy rzadko kwestionują własne zdolności oraz prawo do zdobywania sukcesów. Myślą i działają inaczej niż zawodnicy, którym brak jest wiary we własne siły. (str. 95)

O ile trudno mi nie zgodzić się z autorami co do zalet pewności siebie u sportowca, o tyle warto zaznaczyć, że nie zawsze poziom pewności siebie jest trudny do zmiany. Zdecydowanie jest to obszar, nad którym można i należy pracować. A rozpoznanie swoich mocnych i słabych stron – to dopiero pierwszy krok.

Dr Andy Cale i Roberto Forzoni, autorzy przewodnika dla trenerów piłki nożnej wydanego przez The FA (angielski odpowiednik naszego PZPN) wymieniają cztery sposoby budowania pewności siebie u zawodnika:

1) Sukces buduje pewność siebie. Łatwiej o pewność siebie u zawodnika, który odnotował już jakieś, choćby niewielkie, sukcesy. To trochę działa jak zamknięte koło – sukces „przynosi” pewność siebie, a pewność siebie „przynosi” sukces itd. W przypadku okresu spadku pewności siebie warto wracać pamięcią do tych osiągnięć. [Dobrze, jeśli u zawodnika jest to wspierane przez pozytywną, bardzo konkretną informację zwrotną ze strony trenera i/lub innych zawodników]. Pewność siebie w czasie zawodów pochodzi również z dobrego treningu – zawodnik, który wie, że w okresie treningów zrobił wszystko, co do niego należało, wyjdzie na boisko bardziej pewny siebie niż taki, który wie, że nie przepracował należycie tego czasu.

2) Fenomen zjawiska „Jeśli oni mogą, to i ja mogę”. Szukaj ludzi podobnych do siebie, albo słabszych, którym udało się odnieść sukces. Podpatruj, ucz się, podnoś swoje poczucie wartości.  

3) Głos, który słyszysz w swojej głowie. Powtarzanie myśli, które wspierają, a nie dokopują, może dać ekstremalnie dobre rezultaty. To, co dzieje się w naszych myślach, rzadko jest neutralne. Najczęściej jest pozytywne lub negatywne. Zastanów się, jak jest u Ciebie i co zrobić, by Twoje wewnętrzne „radio” nadawało program, który pomaga Ci grać. Wypracuj sobie taką „płytotekę” zdań, które pomagają.

4) Nauka "aktorstwa" – zachowuj się, jakbyś był pewny siebie. Po pierwsze – widok zawodnika zachowującego się, jakby był pewny siebie, onieśmiela rywali. Po drugie – gdy Twoje ciało dobrze poczuje się w roli „pewniaka”, pewność siebie pojawi się również w głowie.

W różnych sferach życia staram się szukać wspomnianego wcześniej złotego środka. Warto bowiem wzmacniać pewność siebie, na tyle, by nie ogarniało nas zniechęcenie, złe nastroje, byśmy nie rezygnowali zbyt szybko z obranej ścieżki. Co więcej, warto być pewnym siebie także po to, żeby umieć dobrze przyjąć krytykę (nie każdy, kto nas krytykuje, chce nam zrobić przykrość. W wielu sferach „feedback is a gift” – ale to od nas zależy, co zrobimy z otrzymanym darem). Jednocześnie dobrze jest mieć na uwadze, jakie są nasze ograniczenia i słabsze punkty (choćby po to, by umieć znaleźć wokół siebie ludzi, którzy pomogą nam poradzić sobie z nimi).

Najwięcej podziwu wzbudzają we mnie nie osoby, których droga do spektakularnego sukcesu była łatwa i prosta, ale właśnie ci, którzy mimo przeciwności próbowali jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze jeden raz, za każdym razem coraz lepiej. I tego właśnie Ci życzę, niezależnie od tego, czym się zajmujesz.

Tony Morris, Jeff Summers - Psychologia sportu. Strategie i techniki. Centralny Ośrodek Sportu, Warszawa 1998. Przekład: Janusz Grasza, Jadwiga Kłodecka-Różalska.

Dr Andy Cale, Roberto Forzoni – The Official FA Guide to Psychology for Football. Hodder Education, 2004.

 _________________
[1] W niezwykle poruszający sposób opowiada o tym psycholog Amy Cuddy (film można włączyć z polskimi podpisami):

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz