W swojej pracy niejednokrotnie
spotykam się z pytaniami o wiek, w jakim dzieci powinny zaczynać uprawianie
sportu. Moja najprostsza odpowiedź brzmi: w każdym. Ale wszystko zależy od
wieku dziecka, jego możliwości, wymagań dyscypliny i wielu, wielu czynników.
Bez wątpienia można zaobserwować tendencję do obniżania wieku specjalistycznego
treningu. To zdecydowanie lepiej, gdy
dzieciom zapewnimy dużą dawkę ruchu, choć specjaliści od pedagogiki
podkreślają, że dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym – oprócz
zorganizowanych form – potrzebują spontanicznego „ganiania” w grupie, bez
specjalnych reguł i założeń treningowych.
Warto również pamiętać, by metody treningowe były dopasowane do wieku i
zapewniały u młodszych dzieci przede wszystkim warunki do dobrej zabawy, a od
strony sportowej – do ogólnego rozwoju, a nie koniecznie do specjalistycznego
treningu.
W swojej pracy spotykam się
jednak także często z pytaniem o bardziej fundamentalnym znaczeniu: talent czy praca?
Co decyduje o sukcesie? Jako ciekawy przykład chciałam dziś przedstawić
sylwetkę osoby chyba dość mało w Polsce znanej – a w mojej ocenie niezwykle
interesującej, także w kontekście tego tematu. Proszę, poznajcie Josha
Waitzkina. Joshua, urodzony w 1976 roku, w wieku 6 lat zapałał miłością do
szachów. Stało się to ot tak, podczas obserwowania grających dorosłych w jednym
z nowojorskich parków. Szybko rozpoczął naukę pod okiem wykwalifikowanych
specjalistów i zaczął odnosić spektakularne sukcesy. Na przykład w wieku 11 lat
potrafił zremisować z Garrim Kasparowem. W swojej książce „The Art Of Learning.
An inner journey to optimal performance” przyznaje jednak, że w pewnym
momencie… przerosła go sława! Bycie cudownym dzieckiem w jakiejś dziedzinie
potrafi przysporzyć obciążeń, które nie dla wszystkich są do udźwignięcia. Od
2000 r. Waitzkin nie gra już w oficjalnych turniejach szachowych. Za to jako
młody dorosły człowiek, w ramach poszukiwania pomysłu na siebie i poradzenia
sobie z własnym stanem psychicznym rozpoczął trenować Tai Chi Chuan (nie, to
nie jest ta gimnastyka dla staruszków, którą masz na myśli. Mówimy o tradycyjnej
sztuce „prawdziwej” walki z przeciwnikiem, a nie tylko o walce z zastanymi
stawami i niesprawnymi mięśniami) i w krótkim czasie osiągnął poziom
umożliwiający mu rywalizację sportową na najwyższym światowym poziomie.
Przejście od jednej do drugiej dyscypliny dokonało się w relatywnie krótkim
czasie, w dodatku treningi tej drugiej rozpoczął już jako niemal dorosły
człowiek, a mimo to potrafił mierzyć się jak równy z równym na mistrzostwach
świata w Tajwanie.
We wspomnianej już książce
Waitzkin pisze o sobie tak:
Zrozumiałem, że to, w czym jestem najlepszy, to nie Tai Chi,
ani nie szachy – to, w czym jestem najlepszy, to sztuka uczenia się. (str. XXI,
tłumaczenie własne).
Chciałabym jednak, abyśmy na
moment zatrzymali się na etapie wczesnego treningu małego Josha:
Pomimo znaczącej presji z zewnątrz, moi rodzice i Bruce
[trener] zdecydowali, by trzymać mnie z dala od turniejów, abym pograł przez co
najmniej rok, ponieważ chcieli, by moja relacja z szachami przede wszystkim
opierała się na uczeniu się i pasji, a dopiero dalej na rywalizacji. Moja mama
i Bruce mieli ambiwalentne uczucia odnośnie narażania mnie na silną presję
rywalizacji szachowej – i dali mi kilka ekstra miesięcy niewinności, za które
jestem im niezwykle wdzięczny (str. 11)
Dzieci, gdy zaczynają uprawiać
sport, całe żyją rywalizacją. Podkręcanie w nich nastawienia rywalizacyjnego
zbyt wcześnie skutkuje jedynie rozwijaniem u nich motywacji zewnętrznej, a jak
już pisałam tutaj, optymalnie jest,
gdy zapał pochodzi z pasji, a nie z potencjalnej nagrody. Dlatego podoba mi się
koncepcja, by młoda osoba, czymkolwiek by się nie zajmowała (np. grała na
pianinie), możliwie jak najpóźniej stawała się obiektem porównań i rywalizacji.
To jest najważniejsze zadanie trenera /nauczyciela/rodzica pracującego z dzieckiem
rozpoczynającym przygodę z czymś nowym: rozpalić
w nim zamiłowanie do tego, czym ma się zajmować, a nie do nagród, dyplomów,
pieniędzy.
Kształtowanie nastawienia do
wykonywanej dziedziny w oparciu o rozwój pasji sprzyja budowaniu zdrowej
pewności siebie oraz przygotowuje na sytuacje, kiedy pojedynek z przeciwnikiem
jest ciężki. Właśnie takie nastawienie pozwala podjąć rzeczywistą walkę, a nie
szybko się poddać, widząc, że rywalizacja będzie trudniejsza niż się
przypuszczało.
Waitzkin opisuje w swojej książce
niezwykle ważny eksperyment psychologiczny, który daje do myślenia. W badaniach
prowadzonych przez dr Carol Dweck podzielono grupę dzieci na dwie podgrupy: w
jednej dzieci postrzegały siebie jako „zdolne w określonej dziedzinie” a w
drugiej jako osoby, które rozumieją, że „coś im się udało, bo przyłożyły się do
pracy”. Obie podgrupy, pisząc w uproszczeniu i uśrednieniu, były tak samo
inteligentne. Obu grupom dano na początku do rozwiązania proste zadania
matematyczne, z którymi obie grupy poradziły sobie bez problemu. Następnie –
uwaga, uwaga – obu grupom dano do rozwiązania zadania nie do rozwiązania – i
naturalnie obie grupy na tym „poległy”. Najciekawsze miało dopiero jednak nadejść
– obu grupom ponownie dano zadania na poziomie trudności tych, które dzieci
robiły na samym początku. Czy muszę pisać, która grupa poradziła sobie z
zadaniem, a która poległa?... No właśnie. Dzieci, które uważały, że są dobre w
matmie, a zderzyły się z porażką, miały problemy z rozwiązaniem zadań, które
doskonale potrafiłyby zrobić, gdyby nie doświadczenie klęski! Nie stało się tak
jednak z grupą dzieci, które swoje poczucie wartości opierają na ilości pracy,
którą trzeba wykonać, a nie na talencie – te dzieci bowiem bez problemu łatwe
zadania rozwiązały na takim poziomie, jak na początku eksperymentu, czyli
oparły się wpływowi dotkliwej porażki na swoje poczucie własnej wartości.
To potężne źródło informacji
pokazujące, że kluczową sprawą w wychowaniu i trenowaniu jest wytwarzanie w
dzieciach przekonania o konieczności systematycznej pracy, a nie na tym, że
ktoś urodził się z talentem lub bez niego – i to go tłumaczy w zakresie porażek
i sukcesów. Sukces jest wynikiem pracy – tylko tyle i aż tyle. Waitzkin
twierdzi w dodatku, że na wypracowanie takiego nastawienia NIGDY NIE JEST ZA
PÓŹNO.
Z mojego doświadczenia wynika, że ludzie sukcesu sięgają
gwiazd, w każdej walce dają z siebie całe serce i w końcu odkrywają, że lekcje
płynące z dążenia do doskonałości znaczą dużo więcej niż natychmiastowe trofea i
chwała. W długim biegu – to bolesne porażki mogą okazać się dużo bardziej
wartościowe niż zwycięstwa. (str. 33-34)
Nastawienie oparte na pasji i
pracy, zdaniem Waitzkina, daje jeszcze jeden efekt: zmniejsza lęk przed
porażką, a to oznacza zrzucenie często gigantycznego ciężaru z barków!
W opowieści Waitzkina pojawia się
jednak w pewnym momencie niezwykle ważny temat – a co, jeśli chce się zacząć
coś nowego? A co, jeśli ma się dość tego, czym umysł i ciało były zajęte przez
ostatnie lata? Tai Chi wciągnęło Waitzkina z prostego powodu – na treningu nie
chodziło o wygranie, ale o bycie. Tu i teraz. Zakorzenienie się w
rzeczywistości, skupienie się na jakości tego, co się robi a wyłączenie
myślenia o wygrywaniu – pozornie paradoksalnie – prowadzi do tego, że
przychodzi taki moment, kiedy jest się gotowym na zmierzenie się w prawdziwym
pojedynku. Josh Waitzkin, jak wielu największych artystów czy sportowców,
kładzie nacisk na wizualizację. Było
to dla niego szczególnie ważne w okresie przygotowań do zawodów, które
przypadły na czas poważnej kontuzji. To praca wyobraźni sprawiła, że możliwe
było szybkie wejście w rywalizację w zasadzie bez okresu rehabilitacji!
Relatywnie szybki sukces
Waitzkina w Tai Chi pozwala mi wierzyć, że potrafił on przetransferować pewne
umiejętności mentalne, które rozwinął w czasie gry w szachy, na uprawianie
sztuki walki. Być może umiałby je przenieść także na inne dyscypliny. Gdy
spojrzy się na uczenie w ten sposób, nie dziwi fakt, że Adam Małysz tak szybko
po zakończeniu kariery skoczka narciarskiego zaczął tak dobrze radzić sobie w
środowisku rajdowym. Jego mistrzowska mentalność zapewne pozwoliłaby mu odnieść
sukces w wielu dyscyplinach (życia, nie tylko sportu), gdyby sobie jakąś wybrał
(oczywiście uwzględniając przy tym aspekt wieku biologicznego i obciążeń ciała,
które przez wiele lat niezwykle ciężko pracowało).
Dlaczego zdecydowałam się napisać
Wam dziś o Waitzkinie? W zasadzie z wielu powodów. Najważniejszy jest jednak
chyba ten, że na przykładzie jednej osoby można pokazać, że możliwe jest
przenoszenie metod uczenia się pomiędzy dyscyplinami, a wręcz na pewnym
poziomie wszystko sprowadza się do reguł uczenia się, które dla wszystkich nas
i we wszystkich dyscyplinach są takie same. A nade wszystko, że to praca
podparta pasją jest tym filarem, na którym powinniśmy opierać nasz rozwój.
Josh Waitzkin - "An Inner Journey to Optimal Performance. The Art of Learning". Free Press, New York, 2007.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz