Słowo „sukces” odmieniane jest w
wielu poradnikach przez wszystkie przypadki. Większość osób, niezależnie od
zajęcia, jakie sobie wybiera, chce ten sukces osiągnąć. (Wspominałam już na tym blogu legendarnego amerykańskiego trenera
koszykówki, Johna Woodena, który w dość specyficzny sposób rozumiał słowo
„sukces”). Przychodzi co jakiś czas taki moment, w którym stajemy jednak wobec
konieczności zmierzenia się z tym, czy osiągnęliśmy sukces, czy nie. Innymi
słowy: od czasu do czasu potrzebna jest ocena stopnia realizacji swoich celów a
także gruntowne przemyślenie tych celów, które stoją przed nami. W końcu często
wybieramy profesje, w których o sukcesie można mówić w sposób bardzo wymierny –
na poziomie wyniku sportowego, finansowego czy prestiżowego. Jeszcze trudniej,
gdy udało nam się wcześniej uwierzyć, że dzięki pozytywnemu myśleniu i
wizualizacji osiągnięcie naszych celów jest w zasadzie tuż za progiem.
Czyżbym nagle miała coś przeciwko
wizualizacji i pozytywnemu myśleniu? Ależ skąd. Obserwuję jednak czasami osoby,
które uważają, że dzięki pewnym „złotym radom” szybko i radykalnie odmienią
swój los a regularne wyobrażanie sobie wygranej w totka natychmiast zapewni nam
trafienie szóstki. To nie jest takie proste. O ile przekonana jestem o wartości
optymistycznego podchodzenia do rzeczywistości (bo z wielu względów, w tym
zdrowotnych, jest to dla nas korzystne) i pozytywnej wizualizacji (bo wykorzystując
nasz niesamowity mózg sprawiamy, że zawczasu umiemy przygotować się do bardzo
różnych sytuacji i dzięki wyobrażeniom zniwelować poziom zaskoczenia nowością
sytuacji a także podtrzymujemy motywację w szczególnie trudnych sytuacjach), o
tyle zawsze mam w swojej pamięci kilka dodatkowych spraw:
1. Nie zawsze wszystko zależy ode
mnie. Na sukces (rozumiany w sposób bardzo wynikowy) często wpływ mają
czynniki, które zupełnie od nas nie zależą. Od naszej inteligencji zależy, jak
sprytnie będziemy sobie z nimi radzić, a od motywacji – jak długo będziemy
mieli cierpliwość „próbować jeszcze raz”. To jedna z kluczowych umiejętności
człowieka sukcesu – skupić się na tym, co zależy ode mnie, a przede wszystkim
umieć odróżniać sprawy, na które mam wpływ od tych, na które nie mam.
2. Wszystko dzieje się po coś.
Strony z różnymi odmianami memów pełne są motywacyjnych zdań brzmiących
niejednokrotnie prawie jak truizm (sama na lodówce mam magnes z napisem „Droga
do sukcesu jest zawsze w budowie”), jednak na podstawie swoich obserwacji
przyznaję, że zazwyczaj trudne czy wręcz kryzysowe sytuacje są właśnie kuźnią
naszych charakterów, a wszelkie zmiany (także te nieplanowane) to najlepsza
okazja, żeby wykopać się z ciepełka swojej strefy komfortu (tak, wiem,
większość osób powie: ale jaka strefa komfortu, przecież cały czas jest coś nie
halo. Zazwyczaj jednak, gdy staranniej poskrobiemy paznokciem, okazuje się, że
wiele osób narzekających na swoją sytuację dużo na niej zyskuje, choć nie
zawsze umie się do tego przyznać nawet przed sobą).
3. Warto popatrzeć na siebie z
boku. Czasem dobrym pomysłem jest wyobrazić sobie sytuację, w której bliska nam
osoba znajduje się w identycznym jak my położeniu. Czy rzeczywiście jej
położenie oznacza brak sukcesu? Czy są rzeczy, których możemy jej zazdrościć? A
może, patrząc z dystansu, można uznać, że jej skargi są przesadzone, bo
znalazłoby się mnóstwo osób, które zechciałyby się z nią zamienić? Warto
pozwolić także swojej wyobraźni pobiec nieco naprzód – czy za rok obecna
sytuacja będzie dla mnie rzeczywiście tak ważna i bolesna?
Sukces niejedno ma oblicze, to na
pewno. Nie zawsze sukces to dokładne spełnienie naszych najbardziej odjechanych
snów. Czasem to po prostu umiejętność docenienia tego, co się ma. A najczęściej
sukces to po prostu umiejętność wstania raz jeszcze, otrzepania kolan i
zasuwania nadal w upatrzonym przez siebie kierunku. J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz