poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Coś optymistycznego

Miało być poważnie, o edukacji, talencie i ciężkiej pracy, ale dziś będzie OPTYMISTYCZNIE.

Jak to jest z tym optymizmem?  Czy rzeczywiście optymistom żyje się łatwiej, zdrowiej i przyjemniej? I czy rzeczywiście osiągają większe sukcesy? A może pozytywne myślenie to też potężna pułapka, która utrudnia adekwatną ocenę rzeczywistości?..

Zacznijmy od tego, że termin OPTYMIZM można rozumieć na wiele sposobów. I w potocznym rozumieniu optymizm to założenie, że wszystko zawsze mi się uda, że pogoda na pewno dopisze, że na pewno wygram, dostanę tę pracę, i tak dalej. Optymista w tym znaczeniu tego słowa nie będzie się zastanawiał, jakie ma naprawdę szanse na sukces, czy nań zapracował, czy w ogóle chce danej życiowej „wygranej”. Pewnie częściej będzie stosował zasadę „jakoś to będzie” niż „porządnie się do tego przygotuję”. W takiej koncepcji optymizmu rzeczywiście można odnaleźć mnóstwo niebezpieczeństw, ale są one tak oczywiste, że szkoda czasu, by je wymieniać. Co ważne, w takim rozumieniu optymizm może też oznaczać chwilowy nastrój lub bardziej trwałą postawę – wobec różnych spraw.

Zdecydowanie bardziej konstruktywnym sposobem rozumienia terminu OPTYMIZM jest ten zaproponowany przez Martina A.P. Seligmana (w nieustającej sprzedaży jest kilka książek tego autora, wydanych nakładem wydawnictwa Media Rodzina). Zdaniem Seligmana, ojca psychologii pozytywnej, optymizm i pesymizm to sposób interpretowania sukcesów i porażek.

I tak, optymista będzie uważał, że sukces, który mu się przydarzył, jest jego zasługą (moje umiejętności…), jest czymś uniwersalnym (jestem bystry…), a pomyślne zdarzenia mają charakter stały (zawsze sprzyja mi szczęście…). Dla odmiany w przypadku porażki optymista będzie szukał jej przyczyn poza sobą (bo on jest głupi…), porażka będzie miała ograniczony zasięg (dla niego jestem beznadziejny…), w dodatku ma ograniczony zasięg czasowy (ostatnio nie chcesz chyba ze mną rozmawiać…).

Przećwiczymy sposób myślenia pesymisty? Chyba się domyślasz, co powie pesymista.
W przypadku sukcesu: to mój szczęśliwy dzień/jestem dobry w matematyce/to dzięki kolegom z zespołu strzeliłem taką piękną bramkę.

W przypadku porażki zaś usłyszysz od pesymisty (no tak, najpierw usłyszysz „a nie mówiłem?”): jestem głupi/jestem odrażający/ty nigdy ze mną nie rozmawiasz.

Kiedy w ten sposób spojrzymy na optymizm, przyznać należy, że (zgodnie z tytułem jednej z książek Seligmana) OPTYMIZMU MOŻNA SIĘ NAUCZYĆ.

Po co? Bo optymistów:

- rzadko zaskakują trudności,
- gotowi są przyjąć częściowe rozwiązania,
- wierzą, że decydują o własnej przyszłości,
- rozpoczynają wszystko od początku (nawet po katastrofie),
- nie dopuszczają do siebie czarnych myśli,
- rozwijają w sobie wdzięczność,
- wykorzystują wyobraźnię, chcąc odnieść sukces,
- są radośni nawet wtedy, gdy nie sprzyja im szczęście (dostrzegają nawet najmniejsze sukcesy),
- są przekonani o nieograniczonych możliwościach własnego rozwoju,
- lubią powtarzać dobre nowiny,
- akceptują to, czego nie mogą zmienić,
- szybciej dochodzą do siebie po porażkach.

Dodam jeszcze, że optymistyczny sportowiec będzie podejmował odważniejsze decyzje i lepiej sobie radził z trudniejszymi zadaniami – na przykład taktycznymi. W dodatku optymiści żyją dłużej, są zdrowsi i rzeczywiście częściej osiągają sukces.

Dlaczego dziś o optymizmie?
Bo przeczytałam ciekawą rozmowę z twórcą francuskiej szkoły psychologii pozytywnej, Christophem André („Szczęście jest koniecznością”, Zwierciadło, wrzesień 2014). Czytamy tam:

Optymizm to nie tylko sposób widzenia świata, ale też wypływający z niego sposób zachowania. Optymista uważa, że można rozwiązać spotykane w życiu problemy, stara się więc działać. Pesymista w to nie wierzy, jest pasywny. To właśnie dlatego pesymizm przynosi najwięcej szkód: wyobraźmy sobie lekarza pesymistę, który nie wierzy w wyzdrowienie pacjenta. Czy pacjenta niewierzącego w skutki terapii – badania wykazały, że im mniej optymizmu wykazuje chory, tym mniejsze są jego szanse na wyzdrowienie. Nie dlatego, że optymizm sprawia cuda, ale że pozwala na skuteczniejsze działanie. Podobne mechanizmy funkcjonują na każdym poziomie naszego życia osobistego, gospodarki, polityki… (str. 117-118).

Czytając te słowa, odkryłam, co jest dla mnie najważniejsze w optymistycznej postawie wobec życia: AKTYWNOŚĆ. Aktywność rozumiana także jako chęć zmieniania tego, co mi nie odpowiada, a nie jedynie marudzenia, że wszystko jest źle. Jakie to polskie, prawda?... L

I tu doskonała sposobność, żeby zmierzyć się z mitem zakładającym, że psychologia pozytywna jest nieco oderwana od rzeczywistości:

Psychologia pozytywna nie twierdzi, że zawsze można i trzeba być szczęśliwym. Mówi, że dobrze jest nim być, kiedy to możliwe, ale w życiu każdego człowieka istnieją etapy, na których przeżywa dramaty, spotykają go przeciwności losu. Naszym priorytetem nie jest wtedy szczęście, ale walka o przeżycie. Psychologia pozytywna nie głosi pasywności – jeśli w naszym otoczeniu znajduje się osoba toksyczna, możemy, oczywiście, próbować zrozumieć źródła jej patologicznych zachowań, ale nie znaczy to, że mamy się do niej przyjaźnie ustosunkowywać. Wręcz przeciwnie, należy się przed nią chronić. (str. 118)

Przy tej okazji zachęcam Cię do zastanowienia się nad Twoim podejściem do życia. Czy szukasz źródeł swoich sukcesów (choćby niewielkich) w sobie? Czy, przede wszystkim, wiesz, co jest/będzie dla Ciebie sukcesem? Czy w sytuacji, w której jesteś, nawet jeśli jest trudna, potrafisz znaleźć jakieś pozytywy?

Pytań jest dużo i zostawiam Cię z nimi do przemyślenia. Ale mam nadzieję, że przynajmniej w optymistycznym nastroju J  

PS. Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej na temat działalności prof. Seligmana oraz psychologii pozytywnej, kliknij tutaj (włącz polskie napisy, jeśli potrzebujesz).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz