Miało być poważnie, o edukacji, talencie i ciężkiej
pracy, ale dziś będzie OPTYMISTYCZNIE.
Jak to jest z tym optymizmem? Czy rzeczywiście optymistom żyje się łatwiej,
zdrowiej i przyjemniej? I czy rzeczywiście osiągają większe sukcesy? A może
pozytywne myślenie to też potężna pułapka, która utrudnia adekwatną ocenę
rzeczywistości?..
Zacznijmy od tego, że termin OPTYMIZM można
rozumieć na wiele sposobów. I w potocznym rozumieniu optymizm to założenie, że
wszystko zawsze mi się uda, że pogoda na pewno dopisze, że na pewno wygram,
dostanę tę pracę, i tak dalej. Optymista w tym znaczeniu tego słowa nie będzie
się zastanawiał, jakie ma naprawdę szanse na sukces, czy nań zapracował, czy w
ogóle chce danej życiowej „wygranej”. Pewnie częściej będzie stosował zasadę „jakoś
to będzie” niż „porządnie się do tego przygotuję”. W takiej koncepcji optymizmu
rzeczywiście można odnaleźć mnóstwo niebezpieczeństw, ale są one tak oczywiste,
że szkoda czasu, by je wymieniać. Co ważne, w takim rozumieniu optymizm może
też oznaczać chwilowy nastrój lub bardziej trwałą postawę – wobec różnych
spraw.
Zdecydowanie bardziej konstruktywnym sposobem
rozumienia terminu OPTYMIZM jest ten zaproponowany przez Martina A.P. Seligmana
(w nieustającej sprzedaży jest kilka książek tego autora, wydanych nakładem
wydawnictwa Media Rodzina). Zdaniem Seligmana, ojca psychologii pozytywnej,
optymizm i pesymizm to sposób interpretowania
sukcesów i porażek.
I tak, optymista będzie uważał, że sukces, który mu
się przydarzył, jest jego zasługą (moje
umiejętności…), jest czymś uniwersalnym (jestem bystry…), a pomyślne zdarzenia mają charakter stały (zawsze sprzyja mi szczęście…). Dla
odmiany w przypadku porażki optymista będzie szukał jej przyczyn poza sobą (bo on jest głupi…), porażka będzie miała
ograniczony zasięg (dla niego jestem
beznadziejny…), w dodatku ma ograniczony zasięg czasowy (ostatnio nie chcesz chyba ze mną rozmawiać…).
Przećwiczymy sposób myślenia pesymisty? Chyba się
domyślasz, co powie pesymista.
W przypadku sukcesu: to mój szczęśliwy dzień/jestem dobry w matematyce/to dzięki kolegom z
zespołu strzeliłem taką piękną bramkę.
W przypadku porażki zaś usłyszysz od pesymisty (no tak, najpierw usłyszysz „a nie
mówiłem?”): jestem głupi/jestem
odrażający/ty nigdy ze mną nie rozmawiasz.
Kiedy w ten sposób spojrzymy na optymizm, przyznać
należy, że (zgodnie z tytułem jednej z książek Seligmana) OPTYMIZMU MOŻNA SIĘ
NAUCZYĆ.
Po co? Bo optymistów:
- rzadko zaskakują trudności,
- gotowi są przyjąć częściowe rozwiązania,
- wierzą, że decydują o własnej przyszłości,
- rozpoczynają wszystko od początku (nawet po
katastrofie),
- nie dopuszczają do siebie czarnych myśli,
- rozwijają w sobie wdzięczność,
- wykorzystują wyobraźnię, chcąc odnieść sukces,
- są radośni nawet wtedy, gdy nie sprzyja im
szczęście (dostrzegają nawet najmniejsze sukcesy),
- są przekonani o nieograniczonych możliwościach
własnego rozwoju,
- lubią powtarzać dobre nowiny,
- akceptują to, czego nie mogą zmienić,
- szybciej dochodzą do siebie po porażkach.
Dodam jeszcze, że optymistyczny sportowiec będzie podejmował
odważniejsze decyzje i lepiej sobie radził z trudniejszymi zadaniami – na przykład
taktycznymi. W dodatku optymiści żyją dłużej, są zdrowsi i rzeczywiście częściej
osiągają sukces.
Dlaczego dziś o optymizmie?
Bo przeczytałam ciekawą rozmowę z twórcą
francuskiej szkoły psychologii pozytywnej, Christophem André („Szczęście jest
koniecznością”, Zwierciadło, wrzesień
2014). Czytamy tam:
Optymizm to nie tylko
sposób widzenia świata, ale też wypływający z niego sposób zachowania.
Optymista uważa, że można rozwiązać spotykane w życiu problemy, stara się więc
działać. Pesymista w to nie wierzy, jest pasywny. To właśnie dlatego pesymizm
przynosi najwięcej szkód: wyobraźmy sobie lekarza pesymistę, który nie wierzy w
wyzdrowienie pacjenta. Czy pacjenta niewierzącego w skutki terapii – badania
wykazały, że im mniej optymizmu wykazuje chory, tym mniejsze są jego szanse na
wyzdrowienie. Nie dlatego, że optymizm sprawia cuda, ale że pozwala na
skuteczniejsze działanie. Podobne mechanizmy funkcjonują na każdym poziomie
naszego życia osobistego, gospodarki, polityki… (str. 117-118).
Czytając te słowa, odkryłam, co jest dla mnie
najważniejsze w optymistycznej postawie wobec życia: AKTYWNOŚĆ. Aktywność
rozumiana także jako chęć zmieniania tego, co mi nie odpowiada, a nie jedynie
marudzenia, że wszystko jest źle. Jakie to polskie, prawda?... L
I tu doskonała sposobność, żeby zmierzyć się z
mitem zakładającym, że psychologia pozytywna jest nieco oderwana od
rzeczywistości:
Psychologia pozytywna
nie twierdzi, że zawsze można i trzeba być szczęśliwym. Mówi, że dobrze jest
nim być, kiedy to możliwe, ale w życiu każdego człowieka istnieją etapy, na
których przeżywa dramaty, spotykają go przeciwności losu. Naszym priorytetem
nie jest wtedy szczęście, ale walka o przeżycie. Psychologia pozytywna nie
głosi pasywności – jeśli w naszym otoczeniu znajduje się osoba toksyczna,
możemy, oczywiście, próbować zrozumieć źródła jej patologicznych zachowań, ale
nie znaczy to, że mamy się do niej przyjaźnie ustosunkowywać. Wręcz przeciwnie,
należy się przed nią chronić. (str. 118)
Przy tej okazji zachęcam Cię do zastanowienia się nad
Twoim podejściem do życia. Czy szukasz źródeł swoich sukcesów (choćby
niewielkich) w sobie? Czy, przede wszystkim, wiesz, co jest/będzie dla Ciebie sukcesem?
Czy w sytuacji, w której jesteś, nawet jeśli jest trudna, potrafisz znaleźć
jakieś pozytywy?
Pytań jest dużo i zostawiam Cię z nimi do
przemyślenia. Ale mam nadzieję, że przynajmniej w optymistycznym nastroju J
PS. Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej na temat działalności prof. Seligmana oraz psychologii pozytywnej, kliknij tutaj (włącz polskie napisy, jeśli potrzebujesz).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz