Gdy powstawał pomysł prowadzenia
bloga, jednym z założeń było między innymi to, że znajdzie się w nim miejsce,
by polecać Ci najciekawsze lektury. Z jednej strony mam poczucie wielkiej
obfitości na rynku książek biograficznych i autobiograficznych, z drugiej
strony wiem, że niektóre z nich są efektem pracy speców od marketingu i
niewiele wnoszą do zwiększenia naszej wiedzy o funkcjonowaniu tych osób, którym
udało się wspiąć na najwyższy poziom sportowy, artystyczny, polityczny czy
biznesowy.
Jedną z książek, które zrobiły na
mnie największe wrażenie (a uwierz mi, że szczególnie wobec książek jestem dość
mocno krytyczna), to wydana w 2011 rok przez Wydawnictwo Bukowy Las OPEN. Autobiografia tenisisty Andre
Agassiego.
Obiecuję, że znajdzie się tu
miejsce i dla nowszych książek, ale ta właśnie jest dość niezwykła – i z
pewnością może zainteresować i wciągnąć nie tylko osoby pasjonujące się tenisem
czy sportem w ogóle. Agassiego uważam za swego rodzaju ikonę światowego tenisa,
choć jednocześnie widzę w nim zaprzeczenie i bunt wobec wszystkich reguł, które
kiedykolwiek wpływały na ten sport.
Autobiografia Agassiego ma dla
mnie kilka niezwykle ważnych punktów:
1) To
książka o wpływie ojca. Nie będę wielkim odkrywcą, jeśli napiszę, że rodzice
miewają wpływ niezwykły na rozwój swoich dzieci. Nie zawsze jest on dla nich
dobry – jednak w przypadku Agassiego (i wielu innych uzdolnionych dzieci)
pojawia się pytanie, czy gdyby nie ojciec-tyran byłoby możliwe odniesienie
przez Agassiego sukcesu?
Ojciec twierdzi, że jeśli będę odbijał dwa i pół tysiąca
piłek dziennie, to będzie równało się siedemnastu tysiącom pięciuset piłkom na
tydzień, więc pod koniec roku będę miał na koncie prawie milion odbitych piłek.
Wierzy w statystykę. Liczby, jak mawia, nie kłamią. Dziecko odbijające milion
piłek rocznie będzie niepokonane.(…)
Nie dowiemy się jednak, co by
było, gdyby. Czy prowadzony bardziej wszechstronnie od dziecka trening nie
przyniósłby lepszych rezultatów? A przynajmniej zminimalizowałby obciążenia, za
które Agassi musiał w przyszłości zapłacić straszną cenę zdrowotną?
2) To
także książka o niezwykle mądrym radzeniu sobie z tremą i szukaniem poczucia
spełnienia w najkrótszych momentach.
Choć nienawidzę tenisa, podoba mi się uczucie idealnego
uderzenia w piłkę. To jedyne ukojenie. Kiedy robię coś w sposób doskonały,
raduję się ułamkiem sekundy zdrowego rozsądku i spokoju. (…)
Proszę, niech to się
już skończy.
Nie chcę, żeby się
skończyło.
Zaczynam płakać.
Opieram się o ścianę prysznica i daję się ponieść emocjom.
Goląc się, wydaję sobie
surowe polecenie: Zbieraj pracowicie punkt po punkcie. Niech każdy punkt
przeciwnika słono go kosztuje. Bez względu na to, co się stanie, trzymaj głowę
wysoko. I na miłość boską, ciesz się każdą chwilą albo przynajmniej postaraj
się cieszyć pojedynczymi momentami, nawet bólem, nawet przegraną, jeśli tak ma
być. (…)
3) Ale
przede wszystkim to wybitna książka o drodze do mistrzostwa, w której sportowiec
odkrywa, żeby skupiać się tylko na tym, nad czym ma kontrolę – bo na wszystko
inne szkoda jego energii:
Zamykam oczy i mówię: Kontroluj
to, co możesz kontrolować. Powtarzam to na głos. Wypowiadanie takich rzeczy
na głos dodaje odwagi. Zakręcam wodę i wychodzę spod prysznica, cały drżąc. Tak
łatwo jest być dzielnym pod strumieniem gorącej wody. Napominam się jednak, że
odwaga pod gorącym prysznicem nie ma nic wspólnego z prawdziwą odwagą. Na
koniec nie jest ważne to, co się czuje, same czyny muszą dodać odwagi. (…)
Dziwna sprawa z tą tremą. Czasami człowiek tylko biega do
toalety. Innym razem ma nieustanną ochotę na seks. Kiedy indziej znowu chce mu
się cały czas śmiać i tylko wyczekuje walki. Rozpoznanie rodzaju tremy jest
pierwszą powinnością zawodową podczas jazdy na kort. Trzeba ją wybadać,
odczytać, co chce przekazać na temat stanu umysłu i ciała, bo jest to pierwszy
krok, żeby zaczęła działać na twoją korzyść. (…)
Czuję się lepiej, niż kiedy otworzyłem oczy dzisiaj rano i
opanowały mnie myśli, by poddać mecz. Może mi się uda. Oczywiście jutro słono
za to zapłacę, ale nie myślę o dniu
jutrzejszym, tak jak nie rozwodzę się nad tym, co było wczoraj.
W tych kilku cytatach znajduję
mnóstwo inspiracji do pracy, a także motywacji. Agassi to postać wyłamująca się
schematom (w latach 1988-1990 nie grał w turnieju wimbledońskim, bo… nie
podobały mu się panujące tam obyczaje, a szczególnie tradycja noszenia białych
ubrań; potem jednak zmienił zdanie), poszukująca własnego stylu (jeśli masz
chwilę, a nie pamiętasz jego występów, wpisz, proszę, jego nazwisko w
wyszukiwarkę i obejrzyj jego zdjęcia z lat szczytu kariery sportowej, wtedy
zrozumiesz, co mam na myśli), postać rozerwana między naciskiem, jaki wywierał
na niego ojciec, a spuścizną, którą ten mu przekazał:
[Ojciec] wspomina, że kiedy boksował, zawsze chciał przyjąć
najlepszy cios przeciwnika. Mówi mi pewnego razu na korcie: Kiedy wiesz, że
przyjąłeś najlepszy cios przeciwnika, a wciąż stoisz, i ten facet o tym wie,
jesteś w stanie mu wyrwać serce z piersi. W tenisie jest taka sama zasada. Rzuć
wyzwanie sile przeciwnika. Jeśli dobrze serwuje, odbieraj jego podania. Jeśli
gra siłowo, przemóż jego siły. Jeśli ma mocny forhend, szczyci się nim,
odpłacaj mu pięknym za nadobne, graj mu na forhend do momentu, aż go
znienawidzi. (…).
Andre Agassi – OPEN.
Autobiografia tenisisty. Bukowy Las, 2011. Przełożył: Jarosław Rybski.
P.S. ZAPROSZENIE DO KOMENTOWANIA. Jeśli masz pomysł, o jakiej
książce warto by było napisać na blogu, czekam na uwagi i pomysły. Jeśli któraś
książka biograficzna lub autobiograficzna (nie tylko dotycząca sportowca, ale
jakiejkolwiek osoby, która wspięła się na mistrzowski poziom tego, czym się
zajmowała) – zapraszam do wpisywania w komentarzach bądź do wysyłania
prywatnych wiadomości na adres mistrzostwopodpresja@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz