niedziela, 19 kwietnia 2015

Myśl jak mistrz – czyli jak najmniej o wyniku przy dbaniu o wynik

Czuję, że jak zagram swoje, wynik sam o siebie zadba.
LeBron James

Weekend to intensywny czas dla wszystkich miłośników sportu – na wszystkich poziomach rozgrywkowych najwięcej się dzieje właśnie pod koniec tygodnia. To też czas, w którym wszelkie imprezy sportowe zajmują dużo miejsca w mediach – przy okazji wielu wydarzeń można posłuchać licznych sportowców i trenerów, a z wypowiedzi tych wyłapywać elementy ich nastawienia psychicznego do tego, czym się zajmują.

Mam pełną świadomość, że wywiad zwykle obliczony jest na sprawienie zadowolenia kibicom (a czasem trenerom i dziennikarzom), niemniej podejrzewam, że na podstawie takich wystąpień można również to i owo powiedzieć o mentalnym przygotowaniu danej osoby do sytuacji startowych.

Jak zapewne pamiętasz, budowaniu kariery sportowca sprzyja wyznaczanie celów. Pisałam o tym jakiś czas temu, wskazując, jakich zasad stosować się, by robić to prawidłowo. Do tamtych zasad dodałabym jeszcze istotną kwestię umiejętności wyznaczania – szczególnie dla sytuacji startowych – celów mistrzowskich, czyli tych dotyczących jakości zadania, a nie koniecznie wyniku. Ale jak to?!? – zapytasz. Przecież w sporcie chodzi o wygrywanie! No tak, ale…

W wywiadach często słychać zawodników, który podkreślają, że liczy się tylko zwycięstwo (w piłce nożnej magiczne trzy punkty), że najważniejsze dla nich nie jest to, że gra nie układała się dobrze, że nie była efektowna, ale najbardziej liczy się wynik. W pewnym sensie rzeczywiście liczy się to, kto efektywniej wpakuje przeciwnikowi piłkę do siatki czy kosza, szybciej przebiegnie czy przepłynie, niemniej doświadczenie w obserwacji drużyn i zawodników pokazuje mi, że takie myślenie w krótkiej perspektywie już choćby następnych zawodów przynosi dużo złego.

„Zwycięskich składów się nie zmienia”. Takie podejście to standard w wielu klubach. Niestety, wprowadzenie nudnych (bo jednakowych jak dotychczas, żeby nic przypadkiem nie zmienić) treningów, wprowadzenie atmosfery samozadowolenia sprawiającego, że ludzie nazbyt swobodnie i mało starannie podchodzą do pracy w tygodniu, powtarzanie dokładnie tych samych rozwiązań (co ułatwia przygotowanie się kolejnemu przeciwnikowi) – to najprostsza recepta na to, aby przy kolejnych zawodach nie poszło już tak dobrze (w rozumieniu wynikowym).

Intensywne myślenie o wyniku to niezawodny sposób na drastyczne podniesienie presji, która ciąży na zawodniku w sytuacji startu, a jak pamiętasz, nadmierne pobudzenie nie sprzyja dobremu wykonaniu zadań (szczególnie tych skomplikowanych). Dlatego też zwracanie uwagi na wynik przez kibiców, dziennikarzy i trenerów w sytuacji tuż przed startem to częsty powód sportowych niepowodzeń. Dużo lepiej w takich sytuacjach sprawdza się podejście mistrzowskie, które doskonale słychać było w wypowiedziach np. Adama Małysza – który doprowadzał dziennikarzy do frustracji swoim systematycznie powtarzanym „zamierzam oddać dwa równe skoki” bez wdawania się w dywagacje na temat szans medalowych. Dużo łatwiej zawodnikowi utrzymać koncentrację i właściwy poziom pobudzenia, gdy dostaje od trenera lub sam sobie wyznacza (a najlepiej jedno i drugie) kilka celów dotyczących różnych aspektów gry, których częste powtarzanie sobie w głowie sprawia, że nie ma możliwości skupiać się na wyniku.

Nie chcę przez to powiedzieć, że zawodnik ma olewać granie. To zupełnie nie tak. Chodzi jednak o to, że myślenie o wyniku najlepiej sprawdza się wtedy, gdy brakuje motywacji do chodzenia zimą na treningi, gdy pojawia się trudny czas kontuzji – wtedy myślenie np. o wygrywaniu wielkich imprez sprzyja podniesieniu głowy i zaciśnięciu zębów. A w sytuacji szykowania się do zawodów konieczne jest skupienie się na jakości gry.


Bo przecież wynik nie zależy tylko od naszego sportowca. Wynik zależy też od formy przeciwnika, sędziowania, pogody, kibiców i wielu innych czynników, na które zawodnik nie ma wpływu w ogóle albo jego wpływ jest bardzo niewielki. Wiem, że ważną umiejętnością każdego zawodnika jest więc umiejętność oddzielenia oceny swojego występu od wyniku, jak został osiągnięty. Bo jest możliwe zagranie bardzo dobrego przegranego meczu i bardzo złego, w którym wygrywamy. O ile rzeczywiście dla kibiców zwykle najważniejsze będzie zwycięstwo, o tyle dla sportowca dużo ważniejsze powinno być obserwowanie rozwoju jakości swojej gry – także po to, by na kolejnych zawodach być jeszcze lepszym. To dlatego właśnie nie zawsze zawodnicy-juniorzy, którzy odnosili duże sukcesy wynikowe, potrafią odnaleźć się w sporcie seniorskim (albo w ogóle do niego nie trafiają). Wspominałam już kiedyś na tym blogu postać legendarnego trenera Johna Woodena. Wooden podkreślał, że oczekuje od swoich zawodników, by po meczu po ich zachowaniu nie widać było, czy wygrali, czy nie. Mieli zawsze schodzić z poczuciem, że zrobili wszystko, co byli w stanie – a wynik będzie taki, jak być powinien (choć nie zawsze taki, jak by się chciało). To trudna zmiana filozofii, ale niezwykle skuteczna. Szkoda, że zawodnikom często, oprócz kibiców, przeszkadzają dziennikarze, dla których to wynik jest treścią ich pracy – to wynik jest newsem, który się sprzedaje. Tym ważniejsze jest staranne przygotowanie mentalne zawodnika, który będzie umiał całą swoją koncentrację skierować na danie z siebie wszystkiego. A jak mówił LeBron James, wtedy wynik sam o siebie zadba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz