Czuję, że jak zagram swoje, wynik sam o siebie zadba.
LeBron James
Weekend to intensywny czas dla
wszystkich miłośników sportu – na wszystkich poziomach rozgrywkowych najwięcej
się dzieje właśnie pod koniec tygodnia. To też czas, w którym wszelkie imprezy
sportowe zajmują dużo miejsca w mediach – przy okazji wielu wydarzeń można
posłuchać licznych sportowców i trenerów, a z wypowiedzi tych wyłapywać
elementy ich nastawienia psychicznego do tego, czym się zajmują.
Mam pełną świadomość, że wywiad
zwykle obliczony jest na sprawienie zadowolenia kibicom (a czasem trenerom i
dziennikarzom), niemniej podejrzewam, że na podstawie takich wystąpień można
również to i owo powiedzieć o mentalnym przygotowaniu danej osoby do sytuacji
startowych.
Jak zapewne pamiętasz, budowaniu
kariery sportowca sprzyja wyznaczanie celów. Pisałam o tym jakiś czas temu,
wskazując, jakich zasad stosować się, by robić to prawidłowo. Do tamtych zasad
dodałabym jeszcze istotną kwestię umiejętności wyznaczania – szczególnie dla
sytuacji startowych – celów mistrzowskich,
czyli tych dotyczących jakości zadania, a nie koniecznie wyniku. Ale jak to?!? –
zapytasz. Przecież w sporcie chodzi o wygrywanie! No tak, ale…
W wywiadach często słychać
zawodników, który podkreślają, że liczy się tylko zwycięstwo (w piłce nożnej
magiczne trzy punkty), że najważniejsze dla nich nie jest to, że gra nie
układała się dobrze, że nie była efektowna, ale najbardziej liczy się wynik. W
pewnym sensie rzeczywiście liczy się to, kto efektywniej wpakuje przeciwnikowi
piłkę do siatki czy kosza, szybciej przebiegnie czy przepłynie, niemniej
doświadczenie w obserwacji drużyn i zawodników pokazuje mi, że takie myślenie w
krótkiej perspektywie już choćby następnych zawodów przynosi dużo złego.
„Zwycięskich składów się nie
zmienia”. Takie podejście to standard w wielu klubach. Niestety, wprowadzenie
nudnych (bo jednakowych jak dotychczas, żeby nic przypadkiem nie zmienić)
treningów, wprowadzenie atmosfery samozadowolenia sprawiającego, że ludzie
nazbyt swobodnie i mało starannie podchodzą do pracy w tygodniu, powtarzanie
dokładnie tych samych rozwiązań (co ułatwia przygotowanie się kolejnemu
przeciwnikowi) – to najprostsza recepta na to, aby przy kolejnych zawodach nie
poszło już tak dobrze (w rozumieniu wynikowym).
Intensywne myślenie o wyniku to
niezawodny sposób na drastyczne podniesienie presji, która ciąży na zawodniku w
sytuacji startu, a jak pamiętasz, nadmierne pobudzenie nie sprzyja dobremu
wykonaniu zadań (szczególnie tych skomplikowanych). Dlatego też zwracanie uwagi
na wynik przez kibiców, dziennikarzy i trenerów w sytuacji tuż przed startem to
częsty powód sportowych niepowodzeń. Dużo lepiej w takich sytuacjach sprawdza
się podejście mistrzowskie, które doskonale słychać było w wypowiedziach np.
Adama Małysza – który doprowadzał dziennikarzy do frustracji swoim
systematycznie powtarzanym „zamierzam oddać dwa równe skoki” bez wdawania się w
dywagacje na temat szans medalowych. Dużo łatwiej zawodnikowi utrzymać koncentrację
i właściwy poziom pobudzenia, gdy dostaje od trenera lub sam sobie wyznacza (a
najlepiej jedno i drugie) kilka celów dotyczących różnych aspektów gry, których
częste powtarzanie sobie w głowie sprawia, że nie ma możliwości skupiać się na
wyniku.
Nie chcę przez to powiedzieć, że
zawodnik ma olewać granie. To zupełnie nie tak. Chodzi jednak o to, że myślenie
o wyniku najlepiej sprawdza się wtedy, gdy brakuje motywacji do chodzenia zimą
na treningi, gdy pojawia się trudny czas kontuzji – wtedy myślenie np. o
wygrywaniu wielkich imprez sprzyja podniesieniu głowy i zaciśnięciu zębów. A w
sytuacji szykowania się do zawodów konieczne jest skupienie się na jakości gry.
Bo przecież wynik nie zależy
tylko od naszego sportowca. Wynik zależy też od formy przeciwnika, sędziowania,
pogody, kibiców i wielu innych czynników, na które zawodnik nie ma wpływu w
ogóle albo jego wpływ jest bardzo niewielki. Wiem, że ważną umiejętnością
każdego zawodnika jest więc umiejętność oddzielenia oceny swojego występu od
wyniku, jak został osiągnięty. Bo jest możliwe zagranie bardzo dobrego
przegranego meczu i bardzo złego, w którym wygrywamy. O ile rzeczywiście dla
kibiców zwykle najważniejsze będzie zwycięstwo, o tyle dla sportowca dużo
ważniejsze powinno być obserwowanie rozwoju jakości swojej gry – także po to,
by na kolejnych zawodach być jeszcze lepszym. To dlatego właśnie nie zawsze
zawodnicy-juniorzy, którzy odnosili duże sukcesy wynikowe, potrafią odnaleźć
się w sporcie seniorskim (albo w ogóle do niego nie trafiają). Wspominałam już
kiedyś na tym blogu postać legendarnego trenera Johna Woodena. Wooden
podkreślał, że oczekuje od swoich zawodników, by po meczu po ich zachowaniu nie
widać było, czy wygrali, czy nie. Mieli zawsze schodzić z poczuciem, że zrobili
wszystko, co byli w stanie – a wynik będzie taki, jak być powinien (choć nie
zawsze taki, jak by się chciało). To trudna zmiana filozofii, ale niezwykle
skuteczna. Szkoda, że zawodnikom często, oprócz kibiców, przeszkadzają
dziennikarze, dla których to wynik jest treścią ich pracy – to wynik jest
newsem, który się sprzedaje. Tym ważniejsze jest staranne przygotowanie
mentalne zawodnika, który będzie umiał całą swoją koncentrację skierować na
danie z siebie wszystkiego. A jak mówił LeBron James, wtedy wynik sam o siebie
zadba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz