Z bramkarzem jest jak z ubezpieczeniem. Wykupujesz je z
nadzieją, że z niego nie skorzystasz.
Joseph Antoine Bell
Z pewnością żaden sportowiec z taką regularnością nie mierzy
się z arbitralnością losu, co bramkarz. Rykoszet, kozioł, powiew wiatru, zła
ocena sytuacji, niesamowity strzał i wszystko inne, z czym musi się zmagać, a
czego nie doświadczają inni gracze. (str.406)
Tak o losie bramkarza pisze w
swojej książce Jonathan Wilson. Dziś bowiem, zachęcając Was do podjęcia
interesujących lektur na przykład w czasie zaczynającego się długiego weekendu,
o ciekawej pozycji dla wszystkich
wielbicieli piłki nożnej i sportu w ogóle – „Bramkarz czyli outsider”. Książka ta pokazuje czytelnikowi sylwetki wielu
bramkarzy – najlepszych z najlepszych – we wszystkich zakątkach świata.
Nie da się ukryć, że pozycja
bramkarza to pozycja w piłce wyjątkowa. Pierwotnie rozgrywano mecze w ogóle bez
bramkarzy, z czasem zaczęły zdarzać się rozgrywki drużyn o bardzo wielu
bramkarzach pilnujących bramki gigantycznych rozmiarów. W wielu okresach
pozycja traktowana „po macoszemu” – jako zadanie dla tych, którzy słabo radzą
sobie z grą w polu (ale przegląd historii pokaże, że bramkarze strzelający
bramki drużynie przeciwnej, i to nie tylko w karnych, to wcale nie zjawisko
niemożliwe). W wielu krajach i kulturach traktowana z politowaniem i/lub
podejrzliwością („skoro to nie nieudacznik, to na pewno wariat”), z czasem
zaczęła być bardziej rozumiana i doceniana. Szczególnie w epoce, gdy coraz częściej
bramkarz znów staje się integralną częścią drużyny i, mimo innego stroju, jest
w pewnym sensie jeszcze jednym obrońcą.
Jak o bramkarzu, to natychmiast
nasuwa się pytanie: czy koniecznie tak wysoki? W książce, którą Wam dziś
polecam, pieczołowicie zebrano sporo wypowiedzi tych, którzy wiedzą najlepiej,
bo sami latami bronili swoich bramek. I tak na przykład Jack Robinson
(robinsonada – mówi Wam to coś?) pisał:
Powiadają, że dobry duży koń jest lepszy od dobrego małego
konia. Jest to stwierdzenie jednak tylko częściowo prawdziwe. W świecie futbolu
porzekadło to nie ma zastosowania. (…) Nie ma wątpliwości, że niscy bramkarze
gorzej radzą sobie z wysokimi piłkami. Zbyt wysocy natomiast z trudnością
bronią strzały puszczane nisko niczym „kaczki” na wodzie. (str. 33)
Robinson znany był z tego, że
zalecał adeptom sztuki piłkarskiej umiar – na przykład w jedzeniu (w tym
słodyczy). Sam jednak miał słabość do ryżowego puddingu (przed meczem) i
rzeczywiście jego powiedzenie – „Nie ma puddingu – nie ma punktów” – sprawdzało
się (raz kosztowało to jego zespół 11 straconych bramek).
Przegląd biografii, które opisuje
Wilson, to rzeczywiście pasjonująca historia osobowości – bo tego wybitnym
bramkarzom odmówić nie można. To jednak bowiem na boisku rola chyba
najtrudniejsza, a na pewno narażona na największą presję:
Pozycja bramkarza wiąże się z jeszcze jedną znacznie bardziej
oczywistą sprzecznością – ma on tym mniej do roboty, im lepiej gra jego
drużyna, a swą wielkość może okazać tylko wtedy, gdy zawodzą pozostali. Jest
jak ratownik lub strażak, któremu należą się podziękowania w chwilach
kryzysowych, nawet jeśli wszyscy zachodzą w głowę, dlaczego do kryzysu w ogóle
doszło.(str. 24)
Bramkarz to osoba w drużynie
narażona na duże wahania pewności siebie ( w końcu jedna nieudana interwencja w
bardzo dobrym meczu może skazać go na morze krytyki, w przypadku napastnika
proporcje są odwrotne – wszyscy oczekują, że uda się jedna akcja na kilka), na
odsunięcie od składu (po kontuzji czy jednym meczu uznanym za gorszy z powodu
czasami zwykłego pecha; w książce taki oto przykład desperackiej obrony miejsca
w składzie - „Ta niepewność wydaje się bardzo typowa wśród bramkarzy. W
przypadku Combiego jednak była tak silna, że zdarzało mu się grać z żółtaczką,
połamanymi nadgarstkami i zgruchotanymi palcami”, str. 123 ), na nadmiar
myślenia, który włącza samokrytycyzm, na konieczność szukania rozwiązań
udoskonalających indywidualną technikę gry (przykład z książki: „Olivieri
nieustannie szukał sposobów na doskonalenie gry, przypatrując się nawet
baletnicom, aby usprawnić pracę stóp”, str. 114). O bronieniu karnych nie
wspominam – to trochę inna sytuacja, kiedy to, paradoksalnie, z bramkarza spada
część presji. Jak często słyszę od bramkarzy – „jak nie obronię, nikt nie
będzie miał pretensji. Ale jeśli się uda, będę bohaterem”.
Nie da się ukryć, że gra w bramce
to często czas, w którym trzeba wykazać się żelazną wolą, by nie stracić
koncentracji i gotowości, a niejednokrotnie bramkarze wręcz narzekają na mecze,
w których mają mało do roboty – bo takie sytuacje sprzyjają czasem popełnianiu
błędów. Ale to także czas, kiedy się dużo myśli – bo przecież nikt tak nie
widzi wszystkiego na boisku jak bramkarz, nikt tak również zazwyczaj nie czyta
gry. Bo to pozycja dla inteligentnych:
To zresztą działa w obie strony – bramkarze wydają się na tle
innych zawodników nieproporcjonalnie elokwentni. Zdarzali się już
intelektualiści [np. Camus, Nabokov – przyp. wł.], którzy strzegli bramki, oraz
bramkarze, którzy byli intelektualistami. Niekiedy – nawet poetami. (str. 407).
Uważne wczytanie się w książkę
Wilsona pokazuje, że wśród wielkich bramkarzy byli ludzie o wykształceniu
medycznym, marzący o pracy architekta, ludzie o doświadczeniu wojskowym – a
bardzo często sportowcy mający doświadczenie w innych dyscyplinach sportu,
swoimi zainteresowaniami i doświadczeniami sięgający od hokeja do szachów (o
szachach i piłce nożnej – już niedługo). Nie chcę być zrozumiana niewłaściwie –
uważam współczesne sporty zespołowe za grę dla ludzi inteligentnych na
wszystkich pozycjach. Nie pokuszę się więc o wniosek, że bramkarz jest
inteligentniejszy od reszty drużyny – choć z książki Wilsona można wyczytać, że
niejednokrotnie tak bywało. Jednak to na barkach bramkarza ciąży presja i
odpowiedzialność, to on zabezpiecza tyły. A jednocześnie w jego los wpisany
jest pewien paradoks:
(…) bramkarzy dręczą wpisane w ich zawód niepokoje. Jak też
ma bramkarz przypisywać sobie te boskie, zbawienne cechy, jeśli, zgodnie z
logiką futbolu jako rytuału płodności, jest on postacią, która zapobiega
płodności ziemi, postacią, która niweczy zbiory? Wyjaśnienie tej pozornej
sprzeczności wymaga filozoficznego wywodu godnego gnostyków. I właśnie dlatego
nieważne, jak bardzo heroiczni mogą wydawać się bramkarze pokroju Ikera
Casillasa, Manuela Neuera czy Gianluigiego Buffona w porównaniu z ciamajdami z
wiktoriańskich szkół publicznych, i nieważne, jak wielu kibiców paraduje w
bluzach z napisem „Hart 1” na plecach – u podstaw gry na bramce zawsze leżeć
będzie paradoks. Bramkarz jest więc skazany na bycie outsiderem. (str. 425)
Jonathan Wilson – Bramkarz czyli OUTSIDER. Wyd. Bukowy Las,
2014. Przekład: Katarzyna I Seweryn Dmowscy