Po nocy świętowania rozpocznie
się cykl mądrych wypowiedzi eksperckich na temat niesamowitego, historycznego
zwycięstwa naszej reprezentacji w siatkówce mężczyzn, której udało się wygrać
mistrzostwa świata ponownie po 40 latach. Mądrzyć się nie będę, napiszę tylko
kilka uwag, bo jeszcze dłonie drżą mi z emocji.
Dziś wieczorem, po pierwszym
secie, zaczęłam czuć wątpliwości. Miałam wrażenie, że poziom spięcia zawodników
uniemożliwia im granie na ich cudownym, wysokim poziomie, do którego my, kibice,
tacy jesteśmy przyzwyczajeni. Szybko jednak zwróciłam uwagę na Stéphane Antigę,
który zachwycił mnie spokojem i opanowaniem. W przeciwieństwie do trenera Brazylijczyków,
mówił spokojnie, był cierpliwy, uważny, czujny i zarażał zawodników spokojem, a
nie tylko przeziębieniem, o którym była mowa przed meczem.
Gdy zobaczyłam, że drużyna
zaczyna odzyskiwać radość z gry, na twarzach pojawia się uśmiech, a pojawianie
się błędów – normalne w każdym sporcie – nie wywołuje nerwowych reakcji,
wściekłości i wzajemnych pretensji, pomyślałam, że z tej mąki może jeszcze być
chleb.
Żeby była jasność – nie ujmuję
nic naszym wspaniałym siatkarzom, w których możliwości nieustająco wierzę od
wielu, wielu lat, chyba gdzieś od klasy maturalnej, kiedy złapałam bakcyla i
pokochałam tę niezwykłą atmosferę na siatkarskich meczach. Chciałam zwrócić
uwagę na to, jak ważną osobą jest Trener. Nie tylko wtedy, gdy trenuje swoich
zawodników, nie tylko wtedy, gdy pełni funkcję selekcjonera. Także wtedy, gdy
wypuszcza swoją Drużynę na boisko i zwyczajnie, od początku do końca, wierzy w
swoich ludzi. I ma cierpliwość, i spokój, i mądrą wiarę, że wszystko będzie
dobrze.
Dzisiejszy mecz to wielka lekcja
dla wszystkich sportowców. Walczy się do końca, a robi się to najlepiej, gdy
odnajduje się radość z tego, co robi się na boisku. Wtedy można osiągnąć
najwspanialsze mistrzostwo. Mistrzostwo pod presją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz