To jeden z najtrudniejszych
zawodów świata, a jednocześnie jeden z najpiękniejszych. Odpowiedzialność za
ludzkie marzenia, pasje, nadzieje. Umiejętność odnajdywania w ludziach tych
najlepszych pokładów, o których sami czasem nie wiedzą. To praca pełna frustracji,
ale i – gdy robi się ją dobrze – wielkiej satysfakcji. To praca dająca taką
satysfakcję, jak większość zawodów, które pozwalają innym się rozwijać i
wzrastać (wiem coś o tym).
W opinii angielskiego psychologa
sportu specjalizującego się we współpracy z piłkarzami i piłkarkami nożnymi,
Dana Abrahamsa, zawód trenera to zdecydowanie najtrudniejsza profesja ze
wszystkich. W swojej książce adresowanej do trenerów, „Soccer Brain” („Piłkarski
mózg”), Abrahams zwraca uwagę, że wszystko zaczyna się od tego, by trener w
każdej minucie treningu, meczu czy nawet przygotowania do powyższych starał się
być najlepszym trenerem, jakim może być. To praca (czy słowo praca jest tu odpowiednie?
Może to jednak bardziej styl życia? Pasja?) oparta na obsesji – na obsesji
sprawienia, by ludzie, z którymi pracuję (niezależnie od płci, rasy, poziomu rozgrywkowego
i od wszystkiego innego), nieustannie rozwijali się i nieustannie, w każdej
minucie, dążyli do takiej doskonałości, na jaką ich stać. To zupełnie inna
filozofia niż ta, którą niejednokrotnie obserwuję - dotycząca trenerów, którym kiedyś coś się
udało i następne dziesięciolecia swej kariery spędzają na odnalezieniu takiej
drużyny, która wpasuje się w filozofię tego, co udało im się kiedyś. Marne
szanse, że znajdą. Choćby dlatego, że miniony sukces zapewne był wypadkową
takich czynników, które trener taki ma rozpoznane w stopniu nikłym bądź zgoła
żadnym. Powiedzmy to otwarcie – ich miniony sukces mógł być zwykłym
przypadkiem, do którego po fakcie dorobiono pewną filozofię. Jeśli za
zwycięstwem, osiągnięciem mistrzostwa (rozumianego jako pierwsze miejsce w
tabeli a nie osiągnięcie maksimum swoich możliwości) nie stoi dogłębna analiza –
sukces będzie niemal niemożliwy do powtórzenia. Czy brzmi to znajomo? „Zwycięskich składów się
nie zmienia”. “Zdobyliśmy trzy punkty na trudnym terenie, to chyba nie
wymaga analiz i zmian”. „Wszelka krytyka zwyciężającego zespołu pozbawi ich
ciężko wypracowanej pewności siebie”. Abrahams jest fanem koncepcji 1 %. Jego
zdaniem w każdej sytuacji można poprawić jakiś element chociaż o 1 %. Zmiana
kilku rzeczy o choćby jeden punkt procentowy zmieni przecież obraz całości już
dość znacznie.
No dobrze, ale przecież
niejednokrotnie na tym blogu była mowa o pewności siebie. To krytykować (co w
naszej kulturze uważa się za najważniejszy element sprzyjający rozwojowi
zawodnika/drużyny)? Czy dbać o pewność siebie?
Aby zawodnik rozwijał się
taktycznie i technicznie (a to chyba ma pewne znaczenie ;) ), potrzebne jest
jego odpowiednie nastawienie psychiczne. Bez koncentracji, elementarnej wiary,
że potrafię się nauczyć, że wiem, jak dojść do celu, że znam swoje cele – nie będzie
rozwoju. Dlatego Abrahams napisał książkę o budowaniu „kultury 4C”. Jej
składowe to:
- kultura kreatywności (creativity),
- kultura pewności siebie (confidence)
- kultura zaangażowania (commitment)
- kultura spójności (cohesion).
Krótko o każdym C.
Kreatywność to taki element, którego nie można po prostu od
zawodników wymagać. Warto więc w codziennym treningu pracować nad swoim
trenerskim głosem, by nie było w nim zwątpienia, uszczypliwości, za to mnóstwo
zachęt do próbowania różnych rozwiązań (jednocześnie licząc się z tym, że może
to powodować błędy).
Abrahams podkreśla jeszcze inne istotne
źródło kreatywności: kreatywnym będzie ten lider, który ma dużo wiedzy i nieustannie
ją pogłębia. I na bazie tej podstawy będzie umiał tworzyć swoje autorskie
koncepcje. Wiedza to nie tylko książki i kurso-konferencje. To także
obserwowanie, pytanie, słuchanie innych ludzi. To otwieranie się na inne opinie
i branie ich pod rozwagę, a nie skupianie się na obronie twierdzy pod nazwą „filozofia
trenera”. Trener nowoczesnej gry nie poprzestanie na byciu średniakiem. Nie
robi roboty „jak zawsze” albo „jak zwykle”.
Trener współczesnego sportu jest
w dodatku – zdaniem Abrahamsa – człowiekiem o szerokich horyzontach, którego
mózg poddawany jest nieustannej gimnastyce – nie tylko tej związanej z piłką
nożną. Literatura, muzyka, wiedza o świecie, biznesie – wszystko może stać się
inspiracją. Co więcej, trener słucha swoich zawodników, bo nie jest ich szefem,
ale ich trenerem, czyli kimś, kto IM służy:
Twoi gracze są szefami – więc wysłuchaj, co szefowie mają do
powiedzenia. (str. 27)
Pewność siebie. Nie oczekuj pewności siebie w meczu, jeśli
niszczysz ją (lub choćby jej nie pielęgnujesz) w treningu. Nakarmiona, zdrowa
pewność siebie ułatwi koncentrację i ustawienie poziomu pobudzenia na takim
poziomie, by możliwy był rozwój. Duży nacisk w budowaniu kultury pewności
siebie Abrahams kładzie na optymizm (ten rodzaj optymizmu, o którym pisałam tutaj).
Trener powinien w takim samym stopniu zająć się budowaniem w swojej drużynie
optymizmu, w jakim zajmuje się rozwojem techniki i taktyki swoich zawodników.
Kilka razy pisałam już na tym
blogu, że do rozwoju osobie zajmującej się sportem potrzebna jest większa
samoświadomość. Pierwszym etapem w jej budowaniu jest rozpoznanie swoich
mocnych i słabych stron. Wykonanie tej pracy daje wielkie efekty: być może
dzięki takiej analizie uda się zawodnikowi/zawodniczce znaleźć taką pozycję, w
której słabsze strony nie będą przeszkadzać, a będą mogły w pełni błyszczeć te
najmocniejsze? Być może są elementy, których niewielkie poprawienie przyniesie
dużą zmianę (czasem np. zmiana żywienia przekłada się bardzo radykalnie na
poziom sportowy)? To zadanie dla trenera i zawodnika – zrobić to rozpoznanie.
No właśnie:
Powiedz im, w czym są dobrzy. Muszą to
wiedzieć. (str. 66)
To nieprawda, że zawsze to wiedzą. Czasem
się domyślają. Czasem trwonią mnóstwo energii na zastanawianie się, co myśli
trener. Czasem tracą jej jeszcze więcej na interpretowanie dziwnych sygnałów
wysyłanych przez trenera np. za pomocą mowy ciała. To nie są sprawy, na których
zawodnik powinien się skupiać. Dlatego ma to słyszeć od trenera: jesteś w tym
dobry, to wnosisz do drużyny, tego potrzebujemy od Ciebie. Każdy, nawet z
założenia rezerwowy zawodnik ma wtedy szansę poczuć się kimś ważnym i
potrzebnym, a tym samym budować swoją pewność siebie. A tym samym więcej i
chętniej się uczyć, a tym samym…. No właśnie. Koło się zamyka.
Zaangażowanie. To trudne, by przez całe zawody okazywać je
bezustannie. Najważniejszą sprawą wydaje się być budowanie w trakcie treningów
i meczów takiego podejścia do sytuacji zawodów, które można by określić mianem traktowania
meczu jako WYZWANIA (w odróżnieniu od ZAGROŻENIA). Dość łatwo, nawet po kilku
minutach obserwacji gry, zauważyć, który z graczy widzi w sytuacji meczowej wyzwanie (jego mowa ciała będzie
wyrażała pewność siebie, będzie podejmował ryzyko a w sytuacji błędu nie będzie
się czuł zdeprymowany, tylko spróbuje jeszcze raz, i jeszcze raz, będzie brał
na siebie odpowiedzialność i wspierał kolegów z drużyny), a który zagrożenie (wprawny obserwator szybko
go wypatrzy: zazwyczaj jest przygarbiony i spięty, mało widzi na boisku, stara
się jak najszybciej oddać piłkę, wchodzi w takie sytuacje, które nie mają szans
powodzenia, jest sparaliżowany strachem). Abrahams pisze:
Wyzwanie jest dynamiczne, zagrożenie jest statyczne./
Wyzwanie jest głośne, zagrożenie jest ciche./Wyzwanie pracuje ciężko (w
odpowiedni sposób w odpowiednim czasie), zagrożenie jest leniwe lenistwem
kurczaka pozbawionego głowy./Wyzwanie jest wolnością, zagrożenie jest
strachem./ Wyzwanie ma podniesioną głowę i sprawdza ustawienie swoich barków,
zagrożenie widzi tunelowo./ (…) / Wyzwanie się pokazuje, zagrożenie się chowa./
(…) / Wyzwanie jest szybkie, zagrożenie jest wolne. (str.100)
Moglibyśmy sami rozbudowywać tę
listę w nieskończoność. Jak widzicie, tematu pełnego zaangażowania nie sposób
oddzielić od pewności siebie (mowa ciała!) czy kreatywności (zawodnik
nastawiony na wyzwanie podejmuje ryzyko i szuka na boisku okazji).
Spójność. Podstawową sprawą, którą zaleca Abrahams, jest budowanie
wspólnoty celów, które łączą drużynę. Naturalnie, dobrze jest, gdy zawodnicy choć
trochę się lubią (będzie im łatwiej się komunikować, chętniej będą
współpracować na boisku), ale dużo ważniejsze jest takie zbudowanie drużyny,
która widzi wspólne cele. Wtedy nawet pozaboiskowe animozje nie będą rujnować pracy
drużyny i uda się uniknąć sytuacji, w których nie podaje się piłki dobrze
ustawionemu piłkarzowi tylko dlatego, że się go nie lubi lub zazdrości mu
talentu (pamiętacie książkę Pirlo?).
I jeszcze jedno. Abrahams pisze
tak:
Gdy Twoja drużyna wygrywa, to „MY”. Jeśli Twoja drużyna
przegrywa, to „JA” (str. 165).
Słuchając czasem konferencji
pomeczowych mam wrażenie, że niejednokrotnie jest na odwrót: trenerzy czują się
ojcami sukcesu, ale jako przyczynę porażek widzą tylko swoich zawodników. To niewłaściwa optyka. Lider, trener
– służy swoim zawodnikom. I ma prowadzić ich na szczyt – nie szczyt
tabeli – szczyt ich możliwości jako sumy możliwości pojedynczych zawodników i jako
drużyny.
***
Książka, o której dziś Wam
napisałam, jest kopalnią wiedzy dla trenerów (niech pokuszą się o jej
przeczytanie ci, którzy choć na średnim poziomie posługują się językiem
angielskim). Jest także wyrazem bardzo zdrowej w mojej ocenie filozofii sportu,
o której piszę na tym blogu. Wierzę, że choć pewne rzeczy tu zasygnalizowane
(bo w książce jest ich dużo więcej) wydają się być wyidealizowane i oderwane od
rzeczywistości, wcale takie nie są. I wprowadzanie zmian na poziomie
komunikacji (nie tylko tej werbalnej), okazywanie szacunku, budowanie zdrowej
pewności siebie, tworzenie atmosfery kreatywności i podejmowania ryzyka
przynosi efekty. Podobnie jak filozofia poszukiwania obszarów, w których możemy
poprawić się chociaż o 1 %. Bo sukces we współczesnym sporcie to zawsze suma
dopilnowanych szczegółów.
Dan Abrahams – Soccer Brain. The 4C Coaching Model for
Developing World Class Player Mindsets and a Winning Football Team. Bennion
Hearny Limited, 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz