niedziela, 20 lipca 2014

O sile woli

Na początek naszej wspólnej blogowej przygody chciałam zachęcić Cię do przeczytania książki pt. Siła woli. Odkryjmy na nowo to, co w człowieku najpotężniejsze. (Roy F. Baumeister, John Tierney – więcej informacji o książce na końcu tekstu). Chciałabym, żeby pozycja ta stała się początkiem dyskusji w mojej ocenie niezwykle ważnej. A dlaczego?

Temat siły woli dotyczy każdego. Każdy z nas zmaga się ze słabościami, czasem nałogami, niejednokrotnie ma problem z przełożeniem marzeń na realistyczne cele, które w końcu udaje się osiągnąć. Wiele osób, które rozpoznają u siebie tego typu obszary, sięga po poradniki, które stanowią niezwykle chodliwy towar na naszym kulejącym rynku wydawniczym. Nie ma się zatem co dziwić, że wydawcy dbają o to, by w ich asortymencie nie zabrakło pozycji o wymownych tytułach zaczynających się od „Jak…” lub „Jestem…”. Książka, o której chcę napisać, nie jest typowym poradnikiem. Jest raczej książką popularyzującą naukę – to efekt współpracy dwóch osób: Roya Baumeistera, profesora psychologii społecznej z Uniwersytetu Stanowego Florydy oraz Johna Tierneya, dziennikarza współpracującego z gazetą New York Times. Popularyzowanie wyników badań naukowych nie oznacza jednak, że w książce tej brakuje podpowiedzi, jak zawarte w niej treści teoretyczne przełożyć na praktykę.
   
Temat, który poruszają w swojej książce, dotyczy tak wielu obszarów życia, że aż dziw, że tak wiele treści udało się zmieścić w jednym opracowaniu.

Jakie skojarzenia przychodzą Ci na myśl, gdy słyszysz hasło „siła woli”? Bieganie? Ćwiczenia fizyczne? Dieta? Nauka języka obcego? Pisanie prac zaliczeniowych/raportów służbowych nieco wcześniej niż na trzy godziny przed ostatecznym terminem? Walka z nałogiem, jakikolwiek by on nie był (tak, ten od mediów społecznościowych też się liczy…)? Racjonalizacja wydatków (dorabianie ideologii do zakupu, na który Cię nie stać, w tym obszarze się nie mieści)? Działania twórcze (zawsze marzyłaś/marzyłeś o napisaniu powieści, ale jesteś tak zajęta/zajęty, że zwyczajnie nie masz na to czasu. Ale wiesz, że byłabyś/byłbyś w tym świetny)? Nauka gry na instrumencie (czy to nie o Twojej gitarze była reklama pewnego serwisu umożliwiającego lokalne zakupy używanych rzeczy?)? Lepsza atmosfera w domu (tak, tak, to też zależy od siły woli, a nie tylko od znalezienia „drugiej połówki jabłka”)? Krótko pisząc: temat-rzeka.

Większości z wymienionych kwestii autorzy poświęcają oddzielne części książki. Ponieważ celem moim nie jest streszczenie Wam całości publikacji, lecz zachęcenie do jej przeczytania i podyskutowania o niej, nie będę streszczać jej rozdział po rozdziale. Najważniejszym, w mojej ocenie, jej przesłaniem, jest zrozumienie pewnej bardzo istotnej kwestii: mamy ograniczoną ilość energii, którą musimy rozdzielić pomiędzy różne strefy życia. Wyczerpanie siły woli poprzez podejmowanie rozlicznych decyzji, tłumienie uczuć, usiłowanie wytrwania w postanowieniach wyczerpuje naszą siłę woli i gdy zużyje się ona w jakimś obszarze, może zabraknąć jej w innym. I tak autorzy podają przykład skonfliktowanej pary małżeńskiej, która po wieczornym powrocie z pracy nie mogła się znieść. Po przyjrzeniu się ich funkcjonowaniu okazało się, że każde z nich „zużywa się” w pracy na tyle mocno, że brakuje już zasobów dla partnera. Remedium wcale nie okazało się odpoczęcie od siebie, ale takie przeorganizowanie styku pracy zawodowej z życiem prywatnym, by wracać do domu nieco wcześniej i w stanie mniejszego wyczerpania. Efekty przyszły bardzo szybko (nie, nie będę nawet udawać, że to remedium na wszystkie problemy w związkach. Niemniej wydaje mi się, że w przypadku problemów warto przyjrzeć się i takiej opcji).

Z powyższego stwierdzenia dotyczącego ograniczoności naszych zasobów energetycznych wynika niezwykle istotna, choć mało popularna we współczesnym świecie teza:

(...) trzeba się skupić na jednym projekcie w jednym czasie. Jeśli zechcemy samodoskonalić się na dwóch i więcej polach, początkowo mamy szansę osiągać sukcesy, gdyż będziemy czerpać moc z rezerw energii, tyle tylko, że w ostatecznym rozrachunku nastąpi jej zużycie, co narazi nas na poważne błędy. Kiedy ludzie muszą dokonać poważnej, życiowej zmiany, ich wysiłki mogą w znacznej mierze wziąć w łeb, jeśli jednocześnie wprowadzane są inne zmiany (str. 53).

Brzmi znajomo? Kojarzy się z postanowieniami noworocznymi? Albo początkiem nowego roku szkolnego lub akademickiego? Taaa… Znasz to, prawda? W przygotowaniu pięknej listy ambitnych postanowień jesteśmy dobrzy. Rzecz w tym, że jest to krótki zryw, który dość szybko nas wyczerpuje i lista postanowień zaczyna się sypać jak domek z kart. Baumeister i Tierney piszą o takim zjawisku w przypadku przestrzegania diety – nazywają to efektem „a co mi tam” (bardziej fachowo – odżywianiem przeciwregulacyjnym). Oznacza to ni mniej, ni więcej tylko sytuację, w której nawet niewielkie odstępstwo od ustalonego reżimu sprawia, że łamiemy wszystkie postanowienia. Myślę, że sytuacja taka może mieć również miejsce w przypadku choćby wydawania pieniędzy na zakupach – skoro już kupiłam tę bluzeczkę i przekroczyłam limit pieniędzy przeznaczonych na zakupy – to sprawię, że moja karta kredytowa zrobi się gorąca…

Temat diety w przypadku siły woli jest podwójnie trudny. Jakby to napisać. Żeby mieć siłę woli, mózgowi potrzebna jest glukoza. Tak. Cukier. Kalorie. Wróg diety. Innymi słowy – żeby się odchudzać (najlepiej poprzez niejedzenie), potrzebujesz siły woli. Żeby mieć siłę woli, musisz jeść. Ha. Może regularność posiłków oraz pilnowanie, by składały się z produktów o niskim indeksie glikemicznym nie jest jedynie przyczynkiem do lepszego funkcjonowania naszego metabolizmu. Autorzy książki donoszą, że regularna dieta oparta o produkty, które sprawiają, że w naszym organizmie nie dochodzi do wielkich skoków i spadków poziomu cukru może nawet niwelować objawy PMS (Zespół Napięcia Przedmiesiączkowego). Ich zdaniem w fazie lutealnej organizm zużywa wielkie ilości energii i odbywa się to kosztem między innymi tej energii, która w innych fazach cyklu miesięcznego zużywana jest np. na kontrolę emocji… O tym, że sprawę traktują naprawdę poważnie, niech świadczy cytat z wypowiedzi aktorki Jennifer Love Hewitt, która o swojej roli w filmie Na skróty do szczęścia mówi tak:

Zaczęłam zwracać większą uwagę na siebie i na to, jak się czuję, kiedy mam PMS. Tak stworzyłam podstawy roli szatana. (str.69).

Wyczuwam narastające w Tobie pytanie, co zatem robić, żeby schudnąć? To łatwe i niełatwe zarazem, według Baumeistera i Tierneya. Buduj sobie wsparcie społeczne. Informuj bliskich Ci ludzi o postępach i kłopotach w osiąganiu celu. Używaj specjalnych aplikacji i portali społecznościowych. Wbrew zaleceniom dietetyków – waż się często. Notuj. Oprzyj swoją zmianę nawyków o wzrost samokontroli bo to jest klucz do rozwijania siły woli. Jeśli idziesz na przyjęcie, miej w głowie gotowy scenariusz na różne sytuacje: „jeśli będzie szwedzki stół, zjem mięso i sałatkę”. No i jeszcze jedna niezwykle ważna kwestia. Jeśli coś bardzo Cię kusi, autorzy odradzają strategię „nie zjem tego”. Nasza siła woli nie wyczerpie się aż tak bardzo, gdy uda nam się przeformułować to (i trzymać się) do stwierdzenia „zjem to później”. Cóż bowiem z tego, że na przyjęciu urodzinowym przyjaciela odmówisz sobie kawałka tortu i kilku słodkich drinków, jeśli po powrocie do domu Twoja siła woli będzie wyczerpana do cna i Twój wygłodzony mózg zaprowadzi Cię prosto do tajnej skrytki z batonikami?...

Wiele poruszanych w książce obszarów jest silnie powiązanych z tematem, moim zdaniem, najważniejszym w całej pracy. I to ten temat sprawia, że zdecydowałam się napisać na moim raczkującym blogu właśnie o Sile woli. Czy siły woli możemy uczyć nasze dzieci? Temat szeroko rozumianej edukacji, także w sporcie, jest dla mnie osobiście i zawodowo niezwykle ważny. Jak przygotowywać dzieci do wymogów świata, którego przy obecnym tempie zmian nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić?

Obserwuję z uwagą przetaczającą się w polskich mediach dyskusję o jakości edukacji. O wieku posyłania dzieci do szkoły, o testowej metodzie sprawdzania wiedzy, o wzbudzaniu rywalizacji, o konstruowaniu programów nauczania tak, że wiele uzdolnionych dzieci nie ma w szkole szansy wykazać się tym, w czym są naprawdę dobre. Myślę, że ten temat będzie się tu jeszcze przewijał, ale teraz wróćmy do siły woli. Gdy wspominałam o metodzie „zjem to później”, włączyło mi się skojarzenie z tematem odraczania gratyfikacji. Autorzy Siły woli piszą dość brutalnie o tym, co dzieje się w Stanach, myślę, że wiele z tego potwierdza się również u nas. Otóż zwracają oni uwagę na zjawisko narastającego wśród młodych Amerykanów zjawiska narcyzmu (nie mającego w dodatku uzasadnienia w ich osiągnięciach). Baumeister i Tierney wskazują jako przyczynę modną od lat strategię budowania w dzieciach poczucia własnej wartości bez związku między wysiłkiem, jakie wkładają w pracę i efektem, jaki osiągają (och, piękny ten bohomaz z trzech kreseczek). Niedawno uczestniczyłam w konferencji dotyczącej sportu dzieci i młodzieży – wśród psychologów sportu również toczy się na ten temat dyskusja. Z wielu badań wiadomo bowiem, że zbyt wczesne i intensywne stawianie dzieci w sytuacji rywalizacji im nie służy (chodzi o budowanie nadmiernego skupiania się na wyniku), nie służy również ich funkcjonowaniu później w sporcie seniorskim (o tym temacie więcej innym razem). Jednocześnie pojawia się w niektórych środowiskach trend, by nagradzać w przedsięwzięciu sportowym dosłownie każde dziecko, nawet takie, które będzie jedynie udawało jakikolwiek wysiłek. Rozwiązaniem wydaje się budowanie systemu nagradzania właśnie za włożony wysiłek, ale to nie jest takie proste…

Przez Stany przetacza się od kilku lat dyskusja dotycząca wychowywania dzieci, między innymi spowodowana obserwacjami wychowywania dzieci w rodzinach o azjatyckich korzeniach.

Amerykańscy Azjaci stanowią zaledwie cztery procent populacji USA, ale ich odsetek na elitarnych uniwersytetach, typu Stanford, Kolumbia i Cornell, sięga dwudziestu pięciu procent. W porównaniu z innymi grupami etnicznymi jest też bardziej prawdopodobne, że to oni uzyskają dyplom ukończenia college’u, a ich dochody będą średnio o dwadzieścia pięć procent wyższe niż zarobki przeciętnego Amerykanina. (str. 234)

Czy rzeczywiście jednak, jak potocznie się uważa, dzieci o pochodzeniu azjatyckim w Stanach, są inteligentniejsze od innych?

Przyjrzawszy się uważnie wynikom testów na inteligencję, (James) Flynn doszedł do wniosku, że wyniki Amerykanów chińskiego i japońskiego pochodzenia są bardzo podobne do rezultatów osiągniętych przez osoby białe pochodzenia europejskiego. Jeśli już szukać różnic, to IQ amerykańskich Azjatów jest przeciętnie lekko niższe, chociaż rozpiętość ich wyników jest większa. Zasadnicza rozbieżność polega na tym, że robią lepszy użytek ze swojej inteligencji. (str.234)

Naturalnie, nasuwa się od razu pytanie o metody wychowywania tak, by móc w większym stopniu wykorzystywać potencjał, z którym przychodzimy na świat. Dzieci w rodzinach azjatyckiego pochodzenia od bardzo wczesnego okresu uczone są właśnie odraczania gratyfikacji i nagradzane za naprawdę duże osiągnięcia. Wyznacza się im ambitne cele, wprowadza dość surowe standardy i oczekuje robienia „czegoś więcej” niż reszta – na przykład dodatkowych prac domowych. Wiem, jakie zaraz podniesiesz zarzuty. Znam wyniki wskazujące, że ilość prac domowych w dzieciństwie ma związek z prawdopodobieństwem zapadnięcia w dorosłym życiu na przykład na depresję, ale… No właśnie, pytań mnóstwo, odpowiedzi mniej. Coraz częściej, obserwując edukację sportową i artystyczną, mam wrażenie, że należałoby rozważyć odejście od czegoś, co roboczo nazywam „kultem talentu” na rzecz kultu „mądrej pracy”.

Co sprzyja wypracowaniu takich nawyków? Wspominana wcześniej samokontrola. Baumeister i Tierney piszą o wpływie uczestnictwa ojców w wychowywaniu dziecka. Chodzi o to, że im więcej czasu i uwagi poświęca się dziecku (im więcej par oczu je obserwuje), tym łatwiej rozwijającej się młodej osobie wypracować w sobie mechanizmy samokontroli, które są podłożem rozwoju siły woli.
Myślę sobie, że najlepszą metodą wychowania kolejnego pokolenia będzie zatem wzięcie się za siebie – w końcu dzieci najlepiej uczą się przez obserwację. Reasumując – jedna sprawa na raz, z użyciem mądrej diety dla mózgu i wszelkich dostępnych środków samokontroli jednocześnie. Bez odkładania spraw na później, bez czekania, aż problemy staną się trudniejsze i kosztowniejsze do rozwiązania. Aha. To kto odważny, żeby w fejsbukowym statusie objawić, ile dziś rano ważył? J


Roy F. Baumeister, John Tierney – Siła woli. Odkryjmy na nowo to, co w człowieku najpotężniejsze. Przekład: Piotr Budkiewicz. Wydawnictwo Medzia Rodzina, 2013.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz