„Potem nosiłem ten
obraz w sobie przez ponad 20 lat, bo zbyt bałem się napisać coś na tak poważny
temat. Aż wreszcie w 2012 r. powiedziałem sobie, że młodszy już nie będę, a nie
chcę, by napis na moim grobie brzmiał: „Zabrakło mu odwagi, by porwać się na
przedsięwzięcie artystyczne, z którym całym sercem pragnął się zmierzyć".
Postanowiłem więc spróbować, bez pewności, czy mi się uda, i bez zobowiązania,
że skończę”. (George Saunders)
Gdy rozmawiam
z młodymi sportowcami (szczególnie tymi najmłodszymi), bardzo często słyszę w
ich głosach narzekanie, że są niewystarczająco utalentowani. Często – do pewnego
stopnia – daje się ich przekonać, że priorytetem powinna być dla nich mądra (!)
praca, jednak zwykle po cichu zostają przy przekonaniu o znaczeniu talentu
(często mając w głowie obraz osoby, z którą w tej czy inny sposób rywalizują i
postrzegają ją jako bardziej utalentowaną). Na szczęście to myślenie z wiekiem
się zmienia, a przede wszystkim zmienia się rozumienie sprawy kluczowej dla
rozwoju: warto skupić się tylko na tym,
na co mam wpływ. A wpływu na to, z jakim talentem przychodzimy na świat,
nie mamy żadnego.
I rzeczywiście.
Gdy obserwuje się udane kariery bardzo już doświadczonych sportowców, artystów,
przedsiębiorców czy polityków, zaczyna się rzucać w oczy jeden wspólny dla nich
czynnik – cierpliwość. Rozumiem ją
bardzo szeroko. Nie chodzi tylko o zrozumienie, że sukcesy (te namacalne,
wyrażane w trofeach, nagrodach, tytułach i kontraktach) mogą przyjść nieco
później, a nie powinno to osłabiać naszego zaangażowania w wysiłki treningowe,
wręcz przeciwnie.
Gdy
myślę o cierpliwości, myślę także o prawdziwej odwadze „przyjęcia na klatę”, że tym razem coś może mi się nie
udać. I że wcale nie oznacza to, że jestem na złej drodze.
Myślenie
wynikowe ma się u nas bardzo dobrze. Myślenie pozytywne często jest przez
różnych guru sprowadzane tylko do powtarzania sobie w kółko, że będzie OK,
często bez uwzględniania otaczających nas realiów. Myślenie o alternatywnych
pomysłach na życie traktowane jest jako brak wiary w pomyślność tego, co robię.
Ale jednocześnie przyzwolenie na popełnianie błędów i ponoszenie mniejszych lub
większych porażek jest prawie żadne: jeśli raz-drugi Ci się nie uda, lepiej daj
sobie spokój. Brzmi znajomo? Niestety.
Cierpliwość
i odwaga to nie wyznaczanie sobie gigantycznych celów. To przede wszystkim
pewne i stanowcze wykonywanie kolejnego kroku w swojej wspinaczce nawet, jeśli
popsuła się pogoda a krajobrazy, które aktualnie oglądamy, odstają od naszych
wyobrażeń.
W
przypadku sportowców sprawa jest trudniejsza i łatwiejsza jednocześnie – każdy niemal
sportowiec doskonale rozumie ograniczenia czasowe związane ze swoją karierą.
Jednym pomaga to rzucić się na głęboką wodę („jak nie teraz, to nigdy”), innym
jednak podcina skrzydła („i tak nie zdążę spełnić swoich marzeń, już za późno”).
Czasami
w podjęciu decyzji pomaga – jak w przytoczonym motcie – zastanowienie się, czy
gdy zakończę już karierę, to czy z czystym sumieniem powiem sobie, że zrobiłam
wszystko, co tylko się dało, czy gryźć będzie mnie poczucie – a mogłam
spróbować ten jeden raz więcej…
A zatem – odwagi!